Dnia 19.11.2012r. otrzymałam wynik w Szpitalu Onkologicznym w Brzozowie (po wycięciu przebarwienia na skórze szyi) – czerniak złośliwy skóry.

Nie jest mi łatwo pisać dzisiaj o tym, ale chciałabym wyryć to mocno w pamięci co dla mnie uczynił Bóg i jak ważna jest obecność bliskich i dalekich przyjaciół i ludzi, którzy jednym głosem współczucia zawołali za mną do Boga i byli ze mną w tych ciężkich chwilach.

Ten pierwszy dzień był strasznym dniem, nikt nie przygotowywał mnie na tę wiadomość. Padła twardo z ust pielęgniarki i wybrzmiała jak wyrok śmierci. UMRZESZ!!!

Co można czuć w takiej chwili? Rozpacz, śmiertelny strach, potworna samotność i ciemność. Czułam się jakbym miała utonąć w bagnie, które wciąga mnie z ogromną siłą w swoją czeluść. Atmosfera wokół mnie zrobiła się lepka od ciemności i śmierci.

Moje życie nie było takie jakie chciałabym aby było. Okoliczności sprawiły, że odsunęłam się od ludzi i Boga. Przez moment wydawało mi się że sama dam sobie radę. Niestety, arogancja i pycha nie jest dobrym doradcą.

W ten sam dzień zaraz po otrzymaniu wiadomości przyjechała do mnie moja siostra Hania z Krosna, jej determinacja i postawa z jaką podeszła do mojego problemu wprowadziła mnie w podziw i szacunek. Gdybym została z tym sama – nie dałabym rady. Poruszyła wszystkich, którzy mogliby mi pomóc. Rozpoczęła się rozpaczliwa walka o życie.

W pierwszych dniach bałam się otworzyć Biblię bo wydawało mi się, że każde Słowo z jej kartek mnie potępi. Kiedy jednak odważyłam się otworzyć mój wzrok padł na następujące Słowo z Ew. Łukasza :

„Ale mu Jezus rzekł: Niechaj umarli grzebią umarłych swoich; a ty poszedłszy opowiadaj Królestwo Boże.”

To taki promyczek nadziei, może jednak nie umrę.

Następnego dnia 20.11.2012r. udałam się do naszego pastora, brata Piotra prosząc o wybaczenie za moją arogancję i złość z prośbą o modlitwę z włożeniem rąk i pomazaniem olejkiem (List Jakuba 5;14-16).

„Choruje kto między Wami, niechże zawoła starszych zborowych a niech się modlą za nim, pomazując go olejkiem w imieniu Pańskim;

A modlitwa wiary uzdrowi chorego, i podniesie go Pan; a jeśli by się grzechu dopuścił będzie mu odpuszczone.

Wyznawajcie jedni przed drugimi upadki, a módlcie się jedni za drugimi, abyście byli uzdrowieni. Wiele może uprzejma modlitwa sprawiedliwego.”

Dnia 22.11.2012r. na naszym czwartkowym zgromadzeniu br. Piotr i Jurek z wiarą położyli na mnie ręce, pomazali olejkiem i pomodlili się za mnie. Moja myśl z rozpaczliwej stała się pozytywną. Od tamtej chwili zaczęłam myśleć, że będzie dobrze. Bóg mnie uzdrowił, przecież to On mnie ukształtował, kto lepiej jak On zna mnie i moje ciało. Jeśli uzdrawiał kiedyś, uzdrawia i dzisiaj.

Tej nocy miałam dziwny sen: Śniło mi się, że jestem chora na śmiertelną gorączkę, której pierwszy atak już nastąpił. Wtedy stanął przede mną mój pastor i powiedział głośno i wyraźnie: TY JESTEŚ ZDROWA! Spojrzałam na niego i zaakceptowałam to. Jednak gdzieś w podświadomości oczekiwałam na kolejne ataki – nie nadeszły. Można pomyśleć – to tylko sen. Można… ale Bóg pomaga naszej wierze.

Codziennym moim czytaniem stał się Izajasz 53. i 54. rozdział.

„Któż uwierzył kazaniu naszemu a ramię Pańskie komu objawione jest?

Bo wyrósł jako latorostka przed nim a jako korzeń z ziemi suchej, nie mając kształtu ani piękności; i widzielismy go; ale nic nie było widzieć czemubyśmy go żądać mieli.

Najwzgardzeńszy był i najpodlejszy z ludzi, mąż boleści, a świadomy niemocy i jako zakrywający twarz swoję; najwzgardzeńszy mówię, skądeśmy go za nic nie mieli.

Zaiste On niemocy Gosi Hrycek wziął na się, a boleści Gosi Hrycek własne nosił a myśmy mniemali, że jest zraniony, ubity od Boga i utrapiony.

Lecz On zraniony jest dla występków Gosi Hrycek, starty jest dla nieprawości Gosi Hrycek; kaźń pokoju Gosi Hrycek jest na nim a sinością Jego Gosia Hrycek JEST UZDROWIONA!

Wszyscyśmy jako owce zbłądzili, każdy na drogę swą obróciliśmy się a Pan włożył nań nieprawość wszystkich nas.

Uciśniony jest i utrapiony a nie otworzył ust swoich; jako baranek na zabicie wiedziony był i jako owca przed, tymi którzy ją strzygą, oniemiał a nie otworzył ust swoich.

Z więzienia i sądu wyjęty jest; przetoż rodzaj Jego któż wypowie? Albowiem wycięty jest z ziemi żyjących a zraniony dla przestępstwa ludu mojego.

Który to lud podał niezbożnym grób Jego a bogatemu śmierć Jego, choć jednak nieprawości nie uczynił ani zdrada znaleziona jest w ustach Jego.

Takci się Panu upodobało zetrzeć Go niemocą utrapić aby położywszy ofiarą za grzech duszę swą, ujrzał nasienie swoje i przedłużył dni swoich; a to co się podoba Panu, przez rękę Jego aby się szczęśliwie wykonało.

Z pracy swojej ujrzy owoc, którym nasycon będzie. Znajomością wielu usprawiedliwi sprawiedliwy sługa mój; bo nieprawości ich On sam poniesie.

Przetoż dam mu dział dla wielu, aby się dzielił korzyścią z mocarzami, ponieważ wylał na śmierć duszę swoję a z przestępcami policzon będąc On sam grzech wielu odniósł i za przestępców się modlił.”

Uwierzyłam każdemu Słowu Boga z tego i następnego rozdziału. Stało się ono moją bronią przeciwko atakom diabła.

Rozdział 54:

Nie bój się bo pohańbiona nie będziesz; a nie zapalaj się, bo nie przyjdziesz na posromocenie; owszem na zelżywość młodości twojej zapomnisz a na pohańbienie wdowstwa twego więcej nie wspomnisz.

Albowiem małżonkiem Twoim jest Stworzyciel Twój, Pan Zastępów Imię Jego a Odkupiciel Twój Święty Izraelski, Bogiem wszystkiej ziemi zwany będzie.

Bo cię jako żony opuszczonej i strapionej w duchu, Pan powoła a jako żony młodej, gdy odrzucona będziesz, mówi Bóg Twój.

Na małą chwilkę opuściłem Cię; ale zaś w litościach wielkich zgromadzę cię.

W maluczkim gniewie skryłem maluczko twarz swoję przed tobą; ale w miłosierdziu wiecznym zlituję się nad tobą, mówi Pan odkupiciel twój.

Bo to jest u mnie co przy potopie Noego, jakom przysiągł, że się więcej nie będą rozlewać wody Noego po ziemi; takem przysiągł, że się nie rozgniewam na cię, ani cię zgromię.

A CHOĆBY SIĘ I GÓRY PORUSZYŁY I PAGÓRKI ZACHWIAŁY; JEDNAK MIŁOSIERDZIE MOJE ( inne tłumacz. Łaska Moja) OD CIEBIE NIE ODSTĄPI A PRZYMIERZE POKOJU MEGO NIE WZRUSZY SIĘ – MÓWI TWÓJ MIŁOŚCIWY PAN.

….

A wszyscy synowie twoi będą wyuczeni od Pana i obfitość pokoju będą mieli synowie twoi.

Na sprawiedliwości ugruntowana będziesz; od ucisku się oddalisz, przetoż się go bać nie będziesz ; i od starcia bo się nie przybliży do ciebie.

Oto nie jeden mieszkać będzie z tobą, który nie jest mój ale ktoby mieszkając z tobą był przeciwnym tobie, upadnie. (…)

Nie umiem dzisiaj dokładnie opisać uczuć, emocji i myśli jakie mną targały w tych dniach. To nie była walka to była już wojna wiary z niewiarą. Wokół mnie wciąż była ta ciemna, lepka atmosfera śmierci i strachu, która chciała mnie pochłonąć.

Wtedy też wyczułam w moim ciele, w okolicy węzłów chłonnych pachwinowych malutki guzek pod skórą. Przestraszyłam się go ale postanowiłam nie zwracać na niego uwagi. Miałam przecież ważniejsze sprawy.

Nadeszła pierwsza niedziela (25.11.2012r.) – czułam, że muszę coś naprawić, coś co się zepsuło między mną a moim zborem. Moje serce mnie osądzało, nie zawsze postępowałam tak jak powinnam. Wiedziałam, że mogłam kogoś zgorszyć lub zranić postępowaniem lub słowem.

Dobrze jest uniżyć się i przeprosić – zrobiłam to. Wiedziałam też, jak bardzo potrzebuję moich braci i sióstr w Chrystusie, potrzebuję ich modlitw, ich obecności, wsparcia. Wiem, że tak jak mój Bóg mnie nie opuścił tak też moi bliscy mnie nie zawiedli i ich modlitwy pomogły mi przetrwać ten zły czas.

Chciałam naprawić wszystko co popsułam – w rodzinie też nie układało się nam najlepiej. Kiedy staje się „pod ścianą” z wyrokiem śmierci nagle wiele rzeczy się zmienia. Widzisz to czego wcześniej się nie widziałaś, robisz swoisty rachunek sumienia i wszyscy, nawet ci o których myślałeś, że zrobili ci krzywdę, którym tak ciężko było przebaczyć stają się potrzebni i bliscy. Wtedy, wybaczyć już jest łatwo…

„I odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom…”

Wielu moich przyjaciół, znajomych, moja najbliższa rodzina, którzy nie wierzą tak jak ja także modliło się z mnie. Wierzę, że każdą szczerą modlitwę, płynącą z głębi serca Bóg słyszy.

Te wszystkie wydarzenia sprawiły, że poczułam się lepiej, lżej, czyściej. W tę niedzielę mogłam powiedzieć głośno i otwarcie, że Bóg jest moim Zbawicielem, Lekarzem, Przyjacielem.

W środę dnia 28.11.2012r. pojechałam na pierwszą wizytę do Instytutu Onkologii do Gliwic. Tam właśnie dostałam skierowanie, ponieważ lekarze w Brzozowie nie chcieli podjąć się leczenia mnie, ze względu na to, że zmiana dotyczyła szyi.

Napełniona dobrymi myślami i nadzieją pojechałam sama. Najpierw do Katowic, do Karolinki, potem następnego dnia razem z nią do Instytutu.

Niestety, ta podróż była dla mnie bardziej niż koszmarem. Nigdy nie zostawiajcie człowieka z takim wyrokiem, słabego jak ja – samego. Nawet, na te kilka godzin.

Jechałam nie wiedząc co powie mi lekarz, jak mnie potraktuje czy podobnie twardo jak pielęgniarka z Brzozowa? Co mnie czeka? Radykalne docięcie? Radioterapia? Chemioterapia? Całe to piekło leczenia, bólu, oczekiwania na kolejne wyniki. Jakie będą, dobre czy złe? Przez moment chciałam wysiąść z autobusu i odejść w ciemność żeby nigdy nie wrócić.

Wierzę, że w tym strasznym momencie przeniosły mnie modlitwy moich bliskich, ich pocieszające słowa, które przebijały się przez te ciemności, cytaty, które czytali mi ze Słowa Bożego, telefony pełne wiary i miłości. I moja maleńka wiara w Boże Słowo.

W czwartek 29.11.2012r. o godz. 10-tej zostałam po raz pierwszy zarejestrowana, przepytana w pokoju wywiadów i odprowadzona do lekarza, który okazał się miłym, ciepłym człowiekiem. Nie mówił zbyt wiele, więcej rozmawiał z Karolinką (jak lekarz z lekarzem) ja byłam pod wpływem tak wielkich emocji, że właściwie to niewiele pamiętam. Dobrze, że nie zemdlałam.

Oddałam także do weryfikacji próbkę mojej skóry, w której stwierdzono ten straszny wynik. Instytut go potwierdził.

Wizyta trwała krótko, po obejrzeniu mojej pierwszej blizny lekarz stwierdził, że radykalne docięcie tj. z dużym marginesem można wykonać w warunkach ambulatoryjnych co znaczyło, że nie będę musiała leżeć w szpitalu. Dzięki Bogu! Zlecił zrobienie prześwietlenia płuc oraz USG szyi i jamy brzusznej.

Bałam się jednak tego docięcia bardzo. Podał wstępny termin – około koniec stycznia 2013r.

Jeszcze tego samego dnia wróciłam do Krosna, do mamy i Hani, już w trochę lepszej kondycji psychicznej.

W tym okresie byłam bez pracy, Kasia też nie miała pracy, na życie miała nam wystarczyć tylko niewielka renta mojego męża i rodzinne. Kiedy wróciłam do domu na murku w werandzie leżała koperta zaadresowana tylko moim imieniem i nazwiskiem. W kopercie znalazłam 50 euro bez podpisu – rozpłakałam się. Bóg niech błogosławi tego ktokolwiek to położył. Moi bliscy i przyjaciele także pomogli mi finansowo – dziękuję za nich wszystkich Bogu – oby wynagrodził ich za to bardziej niż obficie.

Guzek pod skórą coraz bardziej się powiększał, i lekko przy zgięciu, niewiele bolał.

W tych dniach toczyła się w moim umyśle i sercu ogromna walka. Walka z myślami o śmierci – tak bardzo chciałam jeszcze żyć – zwątpieniem, strachem i rezygnacją. Te najczarniejsze z czarnych myśli kłębiły się w mojej głowie jak jadowite węże, moje wyobrażenia, cały zestaw niepozytywnych emocji przyprawiały mnie prawie o załamanie nerwowe.

W tym strasznym boju gdzieś z głębi serca, może duszy, a może gdzieś z innego wymiaru usłyszałam cichy głos: „Nie bój się, to są tylko złe myśli, nie wypowiadaj ich. Mów tylko pozytywnie.”

Moją bronią stało się Słowo Boże i modlitwa. Mocno wierzyłam też w modlitwy moich bliskich.

Potem przyszły te następne, straszne chwile zwątpienia, że innych lepszych Bóg na pewno by uzdrowił ale mnie… takie nędzne, zbuntowane, nieposłuszne stworzenie…

Pan pocieszył mnie Słowem:

Psalm 34:

„Ten biedak wołał a Pan go wysłuchał i ze wszystkich ucisków jego wybawił go. Zatacza obóz Anioł Pański około tych, którzy się go boją i wyrywa ich.”

A ja się bałam Boga, bardzo, ja wiedziałam, że On jest rzeczywistością, że jestem w Jego rękach i potrzebuje Jego łaski.

Słowo Boże jest dla mnie fundamentem mojej wiary. Od okładki do okładki. To Słowo pomogło mi zwalczyć zwątpienie. Moja wiara trochę urosła.

Diabeł nie dawał za wygraną. Uderzył, tym razem w najczulsze miejsce: Po co ci żyć , przecież i tak nikt Cię nie kocha, dzieci już cię nie potrzebują, mąż jest zajęty swoją chorobą, w zborze już o tobie zapomnieli, nikomu na tobie tak naprawdę nie zależy. Tam, po tamtej stronie będzie ci lepiej. Poddaj się.

To była straszna chwila, przepłakałam cały wieczór. Nie przypomniało mi się żadne Boże Słowo.

Po czasie wreszcie odepchnęłam ten negatywizm od siebie – myśląc: no tak, tam będzie mi lepiej to prawda, ale te pozostałe słowa to KŁAMSTWO – dzieci mnie kochają i potrzebują, mąż modli się za mnie jak potrafi w swej słabości, wszyscy w zborze obiecali się za mną modlić i na pewno to robią i mam jeszcze wielu przyjaciół, którym jestem potrzebna. Kiedy zaczęłam myśleć w ten sposób zrobiło się jaśniej i lżej. Spokojnie zasnęłam. Diabeł najłatwiej cię oszuka, gdy powie ci trochę prawdy i trochę kłamstwa – to jego taktyka.

Zawsze jest ktoś kto cię kocha – nigdy tego nie zapomnij. I znów przybyło mi więcej wiary w moje uzdrowienie.

Psalm 37;5:

„Spuść na Pana drogę twoję a ufaj w nim, a On wszystko dobrze uczyni”

Od soboty 01.12.2012r. to Słowo stało się moim przewodnikiem i oparciem. Poczułam ulgę, że jest Ktoś, Ktoś ważny, od Którego wszystko zależy, Ktoś kto o wszystkim pomyśli, o wszystkim wie, komu mogę zaufać. Trzymałam się tego mocno.

Tymczasem mały guzek stał się guzem dużym jak śliwka i trochę mnie uwierał.

W niedzielę 02.12.12r. po raz kolejny stanęłam przed naszą społecznością wypowiadając słowa wiary, że Pan Jezus Chrystus mnie uzdrowił oraz cytując wyżej napisane Słowo Boże. (Psalm 37,5). Jednocześnie informując o czekającym mnie zabiegu i znów prosząc o modlitwę.

Wieczorem tego samego dnia guz w moim ciele pękł i na zewnątrz wydostało się coś jakby biała tkanka. Była wielkości około 0,8 x 0,5 x 0,2 cm, owalna, z dwoma małymi dziurkami w środku. Twarda ale sprężysta, nie dająca się rozgnieść.

Dziwne, nigdy coś takiego mi się nie przytrafiło. Wokół niej nie było ropy tylko jakby płyn surowiczy lub limfatyczny, leciutko różowy. Ten płyn wypływał z powstałej ranki przez następne dwa tygodnie. Dzisiaj pozostał mi jeszcze siny ślad.

Na ten moment nic nie przyszło mi do głowy, wyrzuciłam więc to i rozmyślając o tym trochę się dziwiłam co to mogło być?

Kiedy wyszłam z łazienki do swojego pokoju i usiadłam olśniła mnie myśl. Czy to jest możliwe aby ten złośliwy rak wyszedł ze mnie? A jeżeli nie rak to co to mogło być? I dlaczego akurat teraz, kiedy modlono się za mnie?

Wierzę, że Wszechmocny, Wszechwiedzący, Miłosierny Bóg usunął ze mnie wszystkie komórki nowotworowe, zlepiając je w jedną dziurawą tkankę!!!

Pamiętam, że latem zadrapałam sobie właśnie to miejsce gdzie była ta zmiana. Jakiś czas później (zanim dowiedziałam się o chorobie) miałam dziwne zawroty głowy… jeden raz było to tak mocne, że musiałam usiąść. Kiedy ten guz w moim ciele rósł zawroty głowy nasiliły się. Tłumaczyłam sobie, że to na pewno jest nerwowe… a jeżeli to nie było nerwowe…? Dzisiaj czuję się zupełnie dobrze.

Karolinka nie umiała mi wytłumaczyć co to mogło być, nie bardzo mi też chyba wierzyła twierdząc, że trzeba było oddać do badania ten twór. No cóż, gdybym wcześniej na to wpadła tak pewnie bym zrobiła.

W najbliższy czwartek nie mogłam usiedzieć spokojnie na nabożeństwie, zaraz po poprosiłam br. Piotra i Jurka o rozmowę i wszystko im opowiedziałam. Nie podzielili mojego podekscytowania. Trochę nawet mnie jakby zgasili. Br. Jurek powiedział, że być może Bóg mi dał takie przeżycie by podbudować moją wiarę, a br. Piotr bardziej był skłonny uwierzyć, ale jakoś tego nie gloryfikował.

Wszystko toczyło się swoim trybem, ale ja wciąż rozmyślałam o tym co mi się przytrafiło, aż doszłam, któregoś dnia do Psalmu 116:

„Miłuję Pana iż wysłuchał głos mój i prośby moje. Albowiem nakłonił ucha swego ku mnie, gdym Go wzywa za dni moich. Ogarnęły mnie były boleści śmierci, a utrapienia grobu zjęły mnię; ucisk i boleść przyszła na mnie. I wzywałem Imienia Pańskiego , mówiąc: Proszę! O Panie! Wybaw duszę moję! Miłościwy Pan i Sprawiedliwy, Bóg nasz litościwy. Pan prostaczków strzeże; byłem uciśniony a wspomógł mnie. Nawróć się duszo moja! Do odpocznienia swego; albowiem Ci Pan dobrze uczynił. Bo wyrwał duszę moję od śmierci, oczy moje od płaczu, nogę moję od upadku. Będę chodził ustawicznie przed oblicznością Pańską w ziemi żyjących. Uwierzyłem dlatego mówił, chociażem bardzo był utrapiony. Jam był rzekł w zatrwożeniu mojem: wszelki człowiek kłamca. Cóż oddam Panu za wszystkie dobrodziejstwa, które mi uczynił? Kielich obfitego zbawienia wezmę a imienia Pańskiego wzywać będę, Śluby moje oddam Panu a to zaraz przed wszystkim ludem Jego. Droga jest przed oczyma Pańskiemi śmierć świętych jego. O mój Panie! Żem ja sługą Twoim. Jam sługą Twoim, synem służebnicy twojej, rozwiązałeś związki moje. Tobie ofiarować będę ofiarę chwały i Imienia Pańskiego wzywać będę. Śluby moje oddam Panu a to zaraz przed wszystkim ludem jego, W przysionkach domu Pańskiego, w pośrodku ciebie, Jeruzalemie! Halleluja.”

Tego dnia po prostu otworzyłam Biblię właśnie w tym miejscu. Wierzę, że to była odpowiedź dla mnie od Boga. Pan mnie wysłuchał, to coraz mocniej zakotwiczało się w moim sercu.

W czwartek 13.12.2012r. byłam umówiona na zrobienie zleconego mi USG w Krośnie. Jechałam ze spokojnym sercem, ale mój umysł intensywnie pracował.

Co będzie? Co będzie? Co będzie? Co mi powie znowu kolejny lekarz? Przecież wierzę Bożemu Słowu? Dlaczego się denerwuję? Dlaczego się boję? Brakuje mi wiary? Boże Pomóż mi!

Wydawało mi się, że coś rozsadzi moją głowę. Nie wiem dlaczego tak to właśnie przeżywałam. Czy to były chwile zwątpienia? Nie wiem, może była to kolejna ciężka próba i walka.

Bóg coś włożył mojego serca i tam nie było wątpliwości, do mojego umysłu miał jednak dostęp ktoś inny. W tym czasie bardzo trudno było mi obronić się przed tym. Byłam pod wpływem tak silnych emocji, że gdyby coś złego wyszło na tym USG nie byłabym w stanie wyjść o własnych siłach. Nie wyszło nic złego. Dzięki Bogu! To była cudowna wiadomość.

Następnego dnia Karolinka zarejestrowała się za mnie w Gliwicach i odbyła rozmowę z lekarzem ustalając termin docięcia na 27.12.12r. Kiedy mnie o tym poinformowała o mało telefon nie wypadł mi z ręki. Przecież miało być końcem stycznia a tu teraz – już! Za dwa tygodnie!

Bałam się okropnie tego docięcia, tak bardzo, że postanowiłam pościć przez trzy dni. Tak bardzo chciałam, żeby Bóg przybrał ludzką postać i był tam ze mną. Żeby wziął mnie za rękę, objął ramieniem i szeptał do ucha „Nie bój się, Ja JESTEM tutaj” „Ja Pan Twój Lekarz”.

W środę 26.12.12r. było nas na nabożeństwie bardzo dużo (my i prawie wszyscy z Wisłoczka). Prosiłam Piotra o modlitwę na ten wyjazd i zabieg. Kiedy wszyscy modlili się za mną poczułam się tak marnym, maleńkim stworzeniem jak ziarnko piasku – Bóg wydawał mi się tak WIELKI, tak POTĘZNY. Pomyślałam – przecież On mnie nie zauważy! I z głębi serca, jak krzyk rozpaczy przyszła mi na myśl ta pieśń „Nie omijaj mnie o Zbawco”.

Nie omijaj mnie o Zbawco z serca proszę Cię!

Łaską wieluś już obdarzył, Nie omijaj mnie!!!

Zbawco! Zbawco! Z serca proszę Cię.

Łaską wieluś już obdarzył, nie omijaj mnie!

Tam do tronu Twej dobroci, duchem wzbijam się,

Na kolanach błagam proszę, Zbawco ratuj mnie!

Zbawco, Zbawco… Ratuj mnie.

Ufam tylko Twym zasługom, szukam łaski Twej.

Pociesz duszę mą zbolałą, w serce pokój wlej.

Zbawco, Zbawco…w serce pokój wlej!

Ty Krynico mej pociechy, ponad życie me

Ciebie tylko pragnę zawsze, Ciebie posiąść chcę

Zbawco, Zbawco…Ciebie posiąść chce.

Po nabożeństwie pojechaliśmy do Korczyny do rodziców Łukasza – Ani i Bogdana Warzyboków. Trochę rozmawialiśmy, mnie jednak wciąż nie opuszczało napięcie. Wieczorem tego samego dnia miałam jechać z Karolinką i Grzesiem do Katowic.

Prześpiewaliśmy kilka pieśni i opowiedziałam wszystkim co mi się przydarzyło. Potem szybko zjedliśmy kolację i Łukasz odwiózł mnie do Krosna, do mamy gdzie czekała na mnie Karolinka.

Kiedy opowiedziałam o tym, wierząc i wyznając, że Bóg mnie uzdrowił poczułam się tak bardzo dobrze, moje serce, i praktycznie całe, moje ciało wewnątrz i na zewnątrz napełnił niesamowity, błogi pokój.

O gdybym zawsze tak mogła się czuć!

Nie czułam strachu i żadna zła myśl nie miała do mnie dostępu. Jakbym była w kapsule otoczona… nie wiem… może aniołami. Ten błogi pokój nie opuszczał mnie przez całą podróż i noc, spałam dosłownie lekkim słodkim, wypoczywającym snem.

Nie bałam się jak jechałyśmy do Kliniki ani potem, tylko przed samym wejściem na zabieg trochę udzieliła mi się ta nerwowa atmosfera, która tam panuje.

Kiedy położyli mnie już na stole poddałam się lekarzowi, za którego wcześniej też bardzo się modliłam. Przeminęło 20 min i było po wszystkim. W czasie zabiegu nic mnie nie bolało oprócz znieczulenia, potem trochę więcej ale właściwie myślałam, że będzie gorzej. Mój kolejny wycięty kawałek ciała znów poszedł do badania. Wyniki miały być za dwa tygodnie.

O północy przyjechał po mnie Jakub z Madzią i zabrali mnie do domu.

Na nabożeństwie sylwestrowym po raz trzeci podziękowałam Panu za uzdrowienie, wszystkim braciom i siostrom za modlitwy oraz opowiedziałam moje świadectwo.

W środę 09.01.2013r. Karolinka miała zadzwonić i zapytać o moje wyniki. Czekałam prawie z przyklejonym nosem do telefonu. Trochę denerwowałam się.

Czytałam Psalm 121:

„Oczy moje podnoszę na góry, skądby mi pomoc przyszła. Pomoc moja jest od Pana, który stworzył niebo i ziemię.

Nie dopuści, aby się zachwiać miała noga twoja; Nie drzemieć stróż Twój. Oto nie drzemie ani śpi ten, który strzeże Izraela.

Pan jest stróżem Twoim; Pan jest cieniem Twoim po prawej ręce Twej. We dnie słońce nie uderzy na cię, ani miesiąc w nocy.

Pan Cię strzedz będzie od wszystkiego złego; on duszy Twej strzedz będzie. Pan strzedz będzie wyjścia Twego i wejścia Twego, odtąd aż na wieki.”

Wreszcie zadzwoniła moja siostra Hania z wiadomością, że w tym „docięciu” nie ma żadnych komórek nowotworowych!

Szlochałam z radości do telefonu, dzwoniąc do wszystkich i informując o tej wspaniałej nowinie. Dziękowałam Bogu z całego serca, że jest dla mnie tak dobry.

TO BYŁA JEGO WIELKA ŁASKA!

Jest to także zwycięstwo wiary w Panu Jezusie Chrystusie naszego zboru oraz wszystkich, którzy modlil i się za mnie.

Gosia Hrycek