Poprzednie rozdziały były przedstawieniem postaci Williama Branhama, jego usługi oraz działającego przez niego daru uzdrawiania. Dowiedzieliście się, co pokierowało go do tego, by udał się do Afryki Południowej. Dla lepszego zaznajomienia się z jego usługą otrzymaliście spisane słowo w słowo za pomocą elektrycznych urządzeń, jego poselstwo z jednego ze zgromadzeń, na którym modli się za chorych. W tym rozdziale chciałbym zdać wam krótką relację z dziesięciu tygodni spędzonych przez nas w Afryce Południowej.
Na zdjęciu Misja Branhama oraz członkowie Ogólnokrajowego Komitetu, który odpowiedzialny był za wszelkie przygotowania kampanii. Rząd pierwszy: A. W. Preller, F. F. Boshwort, A. J. Schoeman, William Branham, W. F. Mullan i W. J. Ern Baxter. Rząd środkowy: H. C. Phillips, D. Freeman, G. Vermeuelm, J. H. Saayman i Billy Paul Branham. Rząd tylny: E. D. Pettenger, E. King, J. W. Gillingham i Julius Stadklev.
Zgromadzenia przeprowadzone przez Williama Branhama i jego Misję w październiku, listopadzie i grudniu 1951 roku były największymi religijnymi zgromadzeniami w całej historii Afryki Południowej. Takie było jednomyślne przekonanie każdej osoby, z którą rozmawiałem o tych zgromadzeniach. Rozmowy z kaznodziejami, misjonarzami, urzędnikami państwowymi oraz innymi ludźmi zainteresowanymi duchowym, socjalnym i moralnym dobrem ludności upewniły nas o tym, że efekty tych zgromadzeń odczuwane będą przez wiele lat.
Setki tysięcy ludzi zgromadzały się w poszukiwaniu Boga pod gołym niebem, w salach, na terenach wystawowych, w samolotowym hangarze, a nawet na torze wyścigowym. Dziesiątki tysięcy ludzi dziękowały Bogu za swoje uzdrowienie. Niektórzy zostawali uzdrowieni natychmiast, inni otrzymywali uzdrowienie stopniowo. Niektórzy odczuli Boże dotknięcie i potrafili złożyć świadectwo o tym, gdzie i kiedy się to stało. Nie sposób wymienić najprzeróżniejszych dróg, na których ludzie otrzymywali swoje uzdrowienie. Były wypadki, że wstawali, odchodzili do domu i okazywało się, że dolegliwość ich opuściła. W przypadku innych, uzdrowienie wypełniało się na ulicy, w samochodzie, w autobusie czy taksówce. Byli też tacy, którzy odeszli do domu wierząc i w czasie badania przez lekarza uświadamiali sobie, że nie wierzyli na próżno.
Osobami towarzyszącymi Williamowi Branhamowi w wizycie w Afryce Południowej byli: W. J. Ern Baxter – kierownik misji, F. F. Bosworth – starszy w usłudze Boskiego uzdrawiania, Billy Paul – syn Williama Branhama oraz ja. Podczas dziesięciotygodniowego pobytu przeprowadzono w 11 czołowych miastach ponad 120 zgromadzeń i uczestniczyło w nich razem ponad pół miliona ludzi.
Nie sposób dowiedzieć się, ile dziesiątek tysięcy osób powstało i podpisało kartę decyzji dotyczącą osobistego zbawienia, ani ile tysięcy ludzi cieszy się dzisiaj dobrym zdrowiem z powodu tej kampanii.
Misja Branhama przeprowadziła zgromadzenia w 11 miastach. Można byłoby napisać szczegółową relację ze zgromadzenia w każdym mieście, lecz nie jest możliwe podanie wszystkich szczegółów. Nie jest to konieczne, ponieważ wiele z cudownych rzeczy, które się działy, powtarzało się wiele razy na różnych zgromadzeniach po całym Związku.
Dołożyliśmy starań, by wszystkie relacje były jak najbardziej ścisłe. Jeśli znaleźliśmy jakiś powód do powątpiewania w ścisłość jakiegoś sprawozdania – wykluczyliśmy je. Woleliśmy oszacować zbyt nisko niż zbyt wysoko ilość tłumów, ludzi przyjmujących zbawienie, udrowienie i całkowitą ilość ludzi, którzy wzięli udział w zgromadzeniach. Podane liczby mają być jedynie pomocą do lepszej orientacji i oceny, jaki efekt wywarły te zgromadzenia na Afrykę Południową. Na tych niewielu kartkach w żaden sposób nie będę w stanie zamieścić wszystkich świadectw, interesujących relacji i szczegółów. Będę mógł jedynie dać wam przekrojowe sprawozdanie, które pomoże wam zdać sobie sprawę z tego, co działo się przy cudownych uzdrowieniach ciała i duszy, które oglądaliśmy wieczór po wieczorze.
Pisząc to sprawozdanie nie wywiązałbym się należycie, gdybym nie wspomniał najpierw o wspaniałej współpracy okazanej nam ze strony oddziałów Południowoafrykańskiej Policji, Czerwonego Krzyża, pracowników Pogotowia Ratunkowego im. św. Jana oraz pielęgniarek.
W. J. Ern Baxter, William Branham, Billy Paul Branham, F. F. Boshwort i Julius Stadklev.
Nie widzieliśmy nigdy grupy ludzi tak chętnie współpracującej i stanowiącej taką pomoc. Na jednym nabożeństwie po drugim wielu z nich pracowało bez żadnego finansowego wynagrodzenia. Choć nie nadarzyła się okazja, by móc indywidualnie im podziękować, byliśmy jednak wdzięczni za wszystko, co uczynili i pragniemy im szczerze podziękować teraz.
Rzecz jasna, wielki sukces zgromadzeń zawdzięczamy wierności chrześcijan – pastorów, misjonarzy, pracowników oraz ludzi świeckich – którzy wspierali Misję Branhama swymi modlitwami i wiarą. Południowoafrykańską kampanię finansowały: Misja Wiary Apostolskiej, Zbory Boże, Zielonoświątkowi Uświęceniowcy oraz Zbór Boży Pełnej Ewangelii. Przewodniczącym Komitetu Ogólnokrajowego był Wielebny A. J. Shoeman, Sekretarzem Ogólnokrajowym był Wielebny W. F. Mullan. Wielu chrześcijan i pastorów innych denominacji było obecnych na zgromadzeniach, współpracowało i korzystało z błogosławieństw, którymi Bóg tak łaskawie obdarowywał tych, którzy chcieli wierzyć.
Afryka Południowa to piękny kraj – kraina dziwnych kontrastów. Dla przykładu, miasto Johannesburg swą nowoczesnością dorównuje wielu miastom Ameryki. W odległości 70 lub 80 mil od miasta, w głąb kraju można dojechać samochodem do rezerwatu tubylców, żyjących tak, jak żyli od wielu pokoleń, w małych chatkach.
Pierwsi europejscy osadnicy Afryki Południowej, holenderscy kupcy, osiedlili się na Przylądku Dobrej Nadziei. Nie potykali się w walce z żywiołami natury, lecz z Buszmenami i Hotentotami. Później w poszukiwaniu schronienia przybyli tam francuscy Hugenoci. W 1688 roku dwustu z nich, siłą przepędzonych do Holandii, wyemigrowało do Afryki Południowej. W 1795 roku zaczęli napływać osadnicy z Anglii. W rezultacie wybuchały potyczki między Europejczykami, jak również krwawe walki z plemionami tubylców. Potem zaczęła się wielka wędrówka na północ, tzw. Wielki trek, który przywiódł osadników w północne części Afryki Południowej. To wszystko składa się na fascynującą historię tego kraju. Afryka Południowa pozostała kolonią holenderską do 1902 roku, kiedy to oddano ją Anglii w rezultacie Wojny Burskiej.
Poznanie przeszłości Afryki Południowej pozwala zrozumieć jej mieszkańców i uświadomić sobie, że kraj ten nie jest typowym państwem czarnego kontynentu, którego stanowi część. Na ludność Związku Afryki Południowej składają się Europejczycy – ponad 3 mln i nie-Europejczycy – 10 mln. Odegrał on wielką rolę w dwóch Wojnach Światowych.
Mieliśmy wszystko zaplanowane; że odlecimy z Międzynarodowego Portu Lotniczego w Nowym Jorku 1.10. 1951 roku, a przybędziemy do Johannesburga 3 października. Kiedy byliśmy na lotnisku i już mieliśmy wsiadać do samolotu, dowiedzieliśmy się, że William Branham i Billy Paul nie mogą udać się w podróż, ponieważ na skutek udzielenia błędnych porad ich wizy nie były jeszcze gotowe. Dlatego W. J. Ern Baxter, F. F. Bosworth i ja odlecieliśmy bez nich.
Ludność Afryki Południowej spotkał wielki zawód, kiedy przybyliśmy do Johannesburga i dowiedziano się, że nie było z nami brata Branhama i jego syna Billy’ego. Gazeta w Johannesburgu donosiła, że ponad 4000 ludzi zaczęło się już gromadzić w Johannesburgu, by go zobaczyć. Setki ludzi wypełniły po brzegi Port Lotniczy w Palmietfontein, by chociaż przelotnie zobaczyć ewangelistę ze Stanów Zjednoczonych, który w 1946 roku widział anioła i który miał przyjechać na dwumiesięczną podróż po Związku.
Kiedy wjechaliśmy do Johannesburga, szybko zrozumieliśmy, co inni pasażerowie samolotu mieli na myśli, nazywając go „Złotym Miastem”, bo dookoła a także pod nim znajdowały się największe kopalnie złota świata. Nie tylko Johannesburg, ale cała gospodarka Afryki Południowej została zbudowana na żyle złota. W ciągu krótkiego okresu czasu, bo nieco ponad pół wieku, liczący 603 470 ludzi Johannesburg stał się największym miastem Afryki Południowej.
Wieczorne zgromadzenie w Maranatha Park Tabernacle – kaplicy znajdującej się na terenach konferencyjnych Misji Wiary Apostoskiej.
Pierwsze zgromadzenia kampanii po Afryce Południowej zostały przeprowadzone w Central Tabernacle w Johannesburgu. Choć jest to jeden z większych kościołów w tym mieście, na popołudniowe zgromadzenie ludzie zaczęli się schodzić o 7 rano. Na długo przed planowanym rozpoczęciem popołudniowego zgromadzenia, budynek był nabity ludźmi. Wieczorne zgromadzenie przeprowadzono w Maranatha Park Tabernacle, nie było bowiem w mieście Johannesburgu tak wielkiego audytorium, by pomieścić te tłumy, które co wieczór osiągały przeciętnie ilość grubo ponad 10 000 osób. Na pierwszym popołudniowym zgromadzeniu brat Baxter przyniósł poselstwo o prawdach Boskiego uzdrowienia. Zwracał uwagę zgromadzonych na wiersze Pisma świętego, które są dla każdego szczerego serca dowodem, że Chrystus nie umarł tylko za nasze grzechy, ale zapłacił również za fizyczne uzdrowienie naszych ciał.
Jeden człowiek z Pretorii, na tym pierwszym zgromadzeniu doszedł do wniosku, że skoro rzeczy te są prawdą, a muszą nią być bo wzięte są wprost z Bożego Słowa, pójdzie w takim razie do domu i zacznie rościć sobie prawo do uzdrowienia wobec swego ciała, tak jak rościł sobie prawo do uzdrowienia wobec swojej duszy, zgodnie z Bożymi obietnicami. Uczynił to. Po kilku dniach udał się do lekarza na badanie, które wykazało brak śladów raka, którego miał wcześniej.
Pomnik wzniesiony ku pamięci Andrew Murray‘a przed kościołem, w którym usługiwał swoim wiernym.
Prawda Boskiego uzdrowienia znalazła żyzną glebę w sercach ludności Afryki Południowej. Nie była dla nich nowością. Andrew Murray, jeden z największych pisarzy o tematyce Boskiego uzdrowienia, był Południowo-afrykańczykiem, a w ciągu swego życia był przywódcą Holenderskiego Kościoła Zreformowanego. Kościół anglikański również wierzy i do pewnego stopnia praktykuje modlitwę za chorych. Misja Wiary Apostolskiej – największe zielonoświątkowe przedsięwzięcie w Afryce Południowej – została założona przez John’a G. Lake, na którego życie głęboki wpływ wywarła usługa brata F. F. Bosworth’a. Dzięki takiej religijnej przeszłości pole to dojrzało do żniwa.
Brat Baxter i brat Bosworth przeprowadzali zgromadzenia do 6 października, kiedy to przybył ze Stanów brat Branham i Billy Paul. Przylot planowo miał nastąpić o godzinie piątej, ale samolot był spóźniony i przyleciał dopiero parę minut po dziewiątej.
Odbyli szybką odprawę celną i zabrano ich do Kaplicy w Parku Maranatha, by zakończyć wieczorne zgromadzenie. Brat Branham mówił tylko przez kilka minut, a potem zakończył modlitwą za wszystkich potrzebujących uzdrowienia.
Mamy świadectwa ludzi, którzy tego pierwszego wieczora otrzymali swoje uzdrowienie. Jest między nimi Ernest Blom, który przyjechał samochodem z Durbanu, by być na zgromadzeniach w Johannesburgu. Kilka tygodni po powrocie do domu przeprowadził z nim wywiad dziennikarz Durbańskiej Trybuny Niedzielnej i napisał o tym wydarzeniu w artykule, który ukazał się 11 listopada 1951 roku.
Tłumaczenie tekstu wycinka prasowego
„CUD” SPRAWIA, ŻE CHŁOPIEC ZACZYNA NORMALNIE CHODZIĆ
Dziennikarz Trybuny Niedzielnej
Uleczenie przez wiarę, nazwane przez jego matkę „cudem”, dało szesnastoletniemu Ernestowi Blom, mieszkającemu na Eastview Road, Red Hill, Durban, który był poprzednio kaleką, po raz pierwszy w życiu możność normalnego chodzenia. Zeszłej niedzieli wieczorem Ernest wprowadził w osłupienie stłoczone zgromadzenie ponad 500 ludzi w Zborze Pełnej Ewangelii na Beatrice Street, w Durbanie, kiedy wstał ze swego miejsca i bez najmniejszej trudności podszedł do kazalnicy, by złożyć świadectwo o tym, że „stał się cud i jestem teraz zupełnie uzdrowiony”.
Zaciekawione grupy ludzi zebrały się potem na zewnątrz kościoła, by zobaczyć, jak Ernest chodzi i pogratulować mu z okazji wyzdrowienia.
Matka, pani Mary S. Blom, powiedziała: Ernest jest najmłodszym z dziesięciu moich dzieci. Kiedy zaczynał chodzić, zauważyłam, że lewą nogę ma krótszą od prawej. Potrafił chodzić tylko na czubkach palców, a lewą nogę musiał wlec za sobą.
UDAŁ SIĘ DO UZDROWICIELA
„Od czwartego roku życia do miesiąca temu był pod opieką specjalisty. Przez dwa lata nosił ortopedyczną szynę bez żadnej zauważalnej poprawy. Specjalista zaproponował ostatnio operację, powiedział jednak, iż nie może dać gwarancji, że operacja się uda – nie zgodziłam się więc na nią”.
„Usłyszałam o wybitnych sukcesach w uzdrawianiu przez wiarę, jakie Pastor William Branham odnosił w Stanach. Córka wraz z jej przyjacielem usłyszała, że ma on złożyć wizytę w Johannesburgu, pojechali więc tam samochodem trzy tygodnie temu i zabrali ze sobą Ernesta. Byli na jego inaugurującym kampanię zgromadzeniu w Sali Parku Maranatha, na którym było 15000 ludzi”.
Sam Ernest opowiada dalej swoją historię: „Byłem na samym końcu sali. Pastor Branham poprosił, by wszyscy ludzie potrzebujący uzdrowienia położyli ręce jedni na drugich. Położyłem ręce na takich ludzi, którzy siedzieli obok mnie. Pastor Branham powiedział: Będę się za was modlił”.
„PRZEDZIWNE UCZUCIE”
„Odczułem coś przedziwnego. Przypominało to zupełnie jakby woda przepływała przez moje ciało. Zacząłem płakać. Siostra zapytała mnie: Czy jesteś uzdrowiony, Erneście? Odpowiedziałem: Tak, jestem pewien, że jestem uzdrowiony”.
„Z powodu ogromnego tłumu nie mogłem się ruszyć z miejsca, lecz pomogli mi ludzie w tyle sali. Powtarzałem ciągle: Jestem pewien, że jestem uzdrowiony”.
„Pastor Branham powiedział: Wy wszyscy, którzy zostaliście uzdrowieni, zechciejcie podejść do przodu. Inni ludzie pomogli mi się dostać do miejsca, gdzie byli chorzy. On powiedział mi, bym przeszedł się po podwyższeniu, na którym sam stał”.
„POPĘDZANY DO PRZODU”
„Oblał mnie pot, ale coś popędzało mnie do przodu, i udało mi się normalnie przejść tam i z powrotem po podwyższeniu”.
„Kiedy wróciłem do Durbanu i koledzy ze szkoły Hunt Road School zobaczyli, jak wszedłem do klasy, byli oszołomieni. Moja lewa noga jest z każdym dniem coraz silniejsza. Mogę teraz grać w krykieta i w inne gry”.
Następne dni były dniami wielkiego oczekiwania i oglądaliśmy rzeczy, których nigdy wcześniej Afryka Południowa nie widziała. Jak już wspomniałem, niemożliwe jest wyliczyć uzdrowień i niezwykłych wydarzeń, które miały miejsce na tych zgromadzeniach, chciałbym jednak zrelacjonować wam kilka z nich które wyróżniają się w mojej pamięci.
Pewnego wieczora w Johannesburgu, kiedy brat Branham rozmawiał z kimś na podwyższeniu, nagle zwrócił się do publiczności i wskazał na pewną młodą panią, leżącą na składanym łóżku. Powiedział: „Proszę pani, na skutek upadku złamała pani w trzech miejscach kręgosłup. Jezus Chrystus panią uzdrowił. Niech pani wstanie i przyjmie swoje uzdrowienie”. Owa pani oniemiała, powstała jednak w wierze i zaczęła wychwalać Boga za uzdrowienie, które natychmiast otrzymała. Następnego wieczora wezwano ją do złożenia świadectwa o swoim uzdrowieniu i wtedy zrobiliśmy jej zdjęcie. Nazywa się Ann Weiblen, a widzimy ją na nim wraz z bratem Branhamem, Wiel. A. J. Shoemanem i Billy Paulem.
Tego samego wieczora pracownicy Czerwonego Krzyża przynieśli na składanym łóżku młodą, około czternastoletnią dziewczynę. Miała także złamany kręgosłup i płakała z powodu wielkiego bólu. Podczas zgromadzenia brat Branham wskazał na nią i powiedział: „Twój kręgosłup został złamany. Jezus Chrystus cię właśnie uzdrowił. Powstań i przyjmij swoje uzdrowienie”. Z początku dziewczyna nie mogła uwierzyć w to, co słyszała. Zapytała: „Kto, ja?”. Brat Branham odpowiedział: „Tak, ty”. Na te słowa – powstała. Obok łóżka na krześle siedziała jej matka i kiedy dziewczyna wstała, matka jej wstała także. Ogarnęła ją tak wielka radość, że aż zemdlała i upadła na łóżko, z którego dziewczyna właśnie wstała. Ich zdjęcie zamieszczamy także, a zostało zrobione na kilka sekund przed zemdleniem matki.
Po nabożeństwie dziewczyna chodziła dookoła radując się z właśnie otrzymanego uzdrowienia. Zapytałem ją, jak doszło do tego, że złamała kręgosłup, na co odpowiedziała, że stało się to około rok wcześniej w wypadku samochodowym. Kiedy zapytałem ją, jak dużo chodziła od wypadku, odpowiedziała, że nie stała na nogach od czasu wypadku aż do tego wieczora, w którym brat Branham wskazał na nią i powiedział jej, by powstała i zażądała swego uzdrowienia.
Te dwa uzdrowienia były bardzo poruszające, ukazywały bowiem precyzję słów brata Branhama, wypowiadanych pod namaszczeniem. Gdyby brat Branham się pomylił i powiedział tym ludziom, że Chrystus ich uzdrowił a oni by nie byli uzdrowieni, mogłoby to skończyć się tragedią. Żaden człowiek ze złamanym kręgosłupem nie potrafiłby zejść z łóżka i chodzić, gdyby nie był uzdrowiony. Nie potrafiłby przede wszystkim się ruszyć, a gdyby się ruszył, mógłby przerwać jakiś nerw, co mogłoby spowodować natychmiastową śmierć.
Inna bardzo niezwykła rzecz spotkała dwóch Starszych z Holenderskiego Kościoła Zreformowanego. Przyszli na zgromadzenie i obserwowali. Jeden – słysząc, jak brat Branham rozpoznawał przypadki chorobowe i mówił ludziom, co im dolega, a potem widząc dokonywane cuda – doszedł do przekonania, że to pochodzi od Boga. Drugi Starszy siedział i także obserwował brata Branhama rozpoznającego przypadki chorobowe, mówiącego ludziom tajemnice ich serc i że w imieniu Jezusa zostali uzdrowieni i mogą powstać i odejść do domu roszcząc sobie prawo do uzdrowienia i radując się z niego. Ten doszedł do przekonania, że działo się to na skutek mocy demonicznej. Obaj byli szczerzy, doszli jednak do różnych wniosków. Pierwszy Starszy odszedł do domu; drugi wyszedł i poszedł pod drzewo, by się modlić. Tam prosił Boga w modlitwie, by pokazał mu, czy rzeczy, które wcześniej widział, są od Boga czy od szatana. Był szczery i gotowy uwierzyć wszystkiemu, co by mu zostało przez Boga objawione. Kiedy się modlił, odczuł na swym ramieniu jakąś dłoń. Odwrócił się, by zobaczyć kto to, lecz nikogo przy nim nie było. Zamiast kogoś zobaczyć ujrzał wizję. Zobaczył dwa obłoki, a między nimi siedział jego starszy przyjaciel dokładnie tak, jak siedział krótko przedtem, kiedy dyskutowali o usłudze brata Branhama. Kiedy wizja się skończyła, udał się jak najszybciej mógł do domu drugiego Starszego, by opowiedzieć mu o tym, co zaszło. Kiedy mu opowiadał o wizji, inni będący tam członkowie rodziny zauważyli ślad dłoni pozostawiony na jego koszuli. Kiedy przypatrzyli się jej bliżej, okazało się, że został on wypalony, pozostawiając bardzo wyraźny ślad lewej dłoni. Kiedy wieści o tym, co się stało, doszły do brata Branhama – ten powiedział: „Ja to wszystko wiem. Dziś po południu widziałem to w wizji. Przynieście mi tę koszulę, moja lewa dłoń będzie dokładnie pasować do wypalonego śladu, który na niej pozostał”. Uczyniono to, i było tak, jak brat Branham powiedział. Tego samego wieczora koszulę przyniesiono na zgromadzenie i setki ludzi widziały wypalony na niej ślad dłoni.
Kiedy pewnego wieczora brat Branham wywoływał ludzi do ustawienia się w kolejce modlitwy, okazało się, że brakowało jednego z wywoływanych numerów. Billy Paul rozdawał karty modlitwy wcześniej na tym samym nabożeństwie, byliśmy więc pewni, że osoba posiadająca ten numer jest obecna. Brat Branham poprosił, by wszyscy posiadacze kart modlitwy jeszcze raz sprawdzili swój numer, i jeśliby ktoś miał ten brakujący, żeby zechciał podejść do przodu. Wstała wtedy pewna pani i wyjaśniła, że ona ma ten numer. Kiedy jednak otrzymała kartę modlitwy, odczuła, że coś przeniknęło jej ciało.
Wiel. W. Branham i Wiel. A. J. Shoeman – Przewodniczący Ogólnokrajowego Komitetu, który tłumaczył poselstwo na język afrikaans.
Przypominało to wstrząs elektryczny, było tylko łagodniejsze, ale dłużej trwało. Kobieta ta miała raka na wardze, który sprawiał jej nieustanny ból. Po tym przypominającym porażenie prądem doznaniu ból ją opuścił. Odniosła wrażenie, że nie musi podchodzić do brata Branhama kolejką modlitwy, bo została uzdrowiona.
Pewien Starszy Holenderskiego Kościoła Zreformowanego stanął w kolejce z potrzebą modlitwy. Kiedy brat Branham pomodlił się za niego, powiedział mu, że otrzymał uzdrowienie i może iść do domu uwielbiając Boga. Powiedział także: „Masz żonę, która jest w domu i cierpi z powodu raka. Możesz się rozradować, bo ona także jest zdrowa”. Kiedy później człowiek ten podjeżdżał do swego domu, zobaczył, że wszystkie światła w nim są zapalone, a przed domem stało kilka samochodów. Zaczął się raczej niepokoić, zastanawiając się, co się dzieje. Gdy wszedł do wewnątrz, zobaczył, że żona już nie jest w łóżku, czuje się świetnie i dziękuje Bogu za uzdrowienie jej ciała. Kiedy odczuła, że została uzdrowiona, wezwała kilku przyjaciół, i oni przyjechali. Wszyscy razem radowali się z uzdrowienia, które oboje otrzymali.
Podczas innego zgromadzenia w Johannesburgu młody, około siedmio– czy ośmioletni chłopiec został zawołany do kolejki modlitwy. Przez kilka minut brat Branham rozmawiał z chłopcem, wyjaśniając mu, że ma słabe serce z powodu gnębiącego go demona. Powiedział mu, że zostanie uzdrowiony i pewnego dnia będzie głosił tę samą ewangelię, która teraz niesiona jest ludności Afryki Południowej. Nagle brat Branham zwrócił się do słuchaczy i było jasne, że w ciągu kilku następnych chwil ciszy oglądał nad nimi jakąś wizję. Potem wyciągnął rękę nad pulpitem, wskazał prosto na kogoś i powiedział, że tam jest także dziewczyna i jeszcze jeden chłopiec, którzy cierpią na tę samą chorobę.
Brat Baxter i Justus du Plessis, który był stałym tłumaczem na język afrikaans.
Wszyscy byli w napięciu, kiedy wskazywał miejsce, w którym wiedział, że oni są, ale nie mógł ich znaleźć. Mijały chwile, a on ciągle utrzymywał, że oni tam są.
Powiedział, że duch trzymający w więzach tego chłopca, wzywał pomocy od innych spokrewnionych demonów wśród słuchaczy. Ciągle ich szukał wzrokiem, lecz nie mógł ich znaleźć. Brat Baxter, który był za nim, podszedł do niego i kładąc mu na plecach dłoń, spowodował, że ten przesunął się do przodu. Wtedy brat Branham znalazł się bliżej pulpitu i był w stanie zobaczyć tych, którzy byli zaraz przed nim. Tam znajdowały się te dwie osoby, których szukał: około dwunastoletni chłopiec i o kilka lat młodsza dziewczynka. Oboje leżeli na rozkładanych łóżkach i byli zakryci przed jego oczyma przez kazalnicę. Pomodlił się za nimi i powiedział im, że zostali wyzwoleni z pęt demona, przez którego mieli słabe serce.
Oglądał w wizji ich wszystkich troje zdrowych. Przeprowadziłem potem rozmowę z matką chłopca, który leżał na rozkładanym łóżku. Powiedziała mi, że stan zdrowia jej syna nie pozwalał mu na utrzymanie się w pozycji siedzącej dłużej niż 15 minut dziennie.
Usługa brata Branhama jest bardzo niezwykła i, co brat Bosworth nam tak często przypominał, coś takiego nie działo się od czasów, kiedy na ziemi był Chrystus. Bóg był dobry dla swego ludu i od czasu do czasu dawał nam widzących i proroków, lecz na ile jesteśmy w stanie sprawdzić w kronikach historii, nie było nikogo innego, posiadającego taką usługę jak usługa brata Branhama. Często widział on od 30 do 40 wizji dziennie i jeszcze żadna z nich nie była błędna. Wiele razy widział z wyprzedzeniem wizje z nabożeństw czy też wydarzeń, które miały mieć miejsce w przyszłości. Czasami mówił nam o nich, zanim się stały, i kiedy potem to zobaczyliśmy, przypominaliśmy sobie, co nam wcześniej powiedział.
F. F. Bosworth – starszy w usłudze Boskiego uzdrawiania
Krótko po naszym przybyciu do Johannesburga, brat Branham miał wizję, że następnego dnia on, brat Schoeman oraz kilka osób będą w śródmieściu. Zobaczą stojącego na rogu krajowca w niebieskiej koszuli i białych spodniach. Brat Branham opisał tego człowieka, opisując nawet ten róg ulicy i budynki, obok których on stał. Następnego dnia wybrali się do śródmieścia i brat Branham opowiedział o tej wizji towarzyszącym mu osobom. Idąc śródmieściem, obeszli pewien róg ulic i wprost przed nimi stanął ten krajowiec, ubrany dokładnie tak, jak opisywał go brat Branham. Otoczenie wyglądało także dokładnie tak, jak mówił.
Pewnego dnia brat Branham zobaczył w wizji miejscową dziewczynę, która miała raczej wysokie czoło, a na nim bliznę. Siedziała na ziemi patrząc się w dół, jakby coś robiła rękoma. Brat Branham opowiedział tę wizję innym osobom, a kiedy po paru dniach byli na przejażdżce po okolicy, dziewczyna ta stała obok drogi i sprzedawała wisiorki. Z początku nikt inny w samochodzie nie rozpoznał, że to dziewczyna, którą brat Branham oglądał w wizji. Kiedy już była za nimi chyba pół mili, brat Branham zapytał, czy nie zechcieliby się zatrzymać i zawrócić, chciał bowiem zobaczyć tę dziewczynę, która stała przy drodze, nawlekała i sprzedawała wisiorki. Zawrócili i zatrzymali się, by rzucić okiem na te wisiorki. Mieli już odchodzić, gdy brat Branham powiedział: Czy nikt nie rozpoznaje tej dziewczyny? Kiedy popatrzyli na nią, rozpoznali, że to dziewczyna, o której brat Branham im opowiadał – siedząca na ziemi, patrząca się w dół, jakby robiła coś rękoma. Kiedy podniosła wzrok, zobaczyli również jej wysokie czoło i bliznę.
W pierwszy wieczór, który brat Branham spędził w domu brata Schoeman’a, pełniącego funkcję Przewodniczącego Ogólnokrajowego Komitetu, miał wizję o tym, co przydarzyło się córce brata Schoeman’a. Miała operację oka. Brat Branham opisał operację dokładnie tak, jak przebiegła. Brat Schoeman potwierdził wszystko, co było powiedziane – dokładnie tak, jak było.
Po zakończeniu tygodnia zgromadzeń w Johannesburgu, pojechaliśmy do Klerksdorp. To kolejne górnicze miasto położone jest około 100 mil na południowy zachód od Johannesburga. Pierwsze nabożeństwo, które miało się tam odbyć, odwołano z powodu deszczu, a drugie ze względu na wichurę i zimną pogodę. W niedzielę rano Bóg przemówił do brata Branhama przez wizję zapewniając go, że podczas pozostałych zgromadzeń w Afryce Południowej będziemy mieć sprzyjającą pogodę. Te dwa zgromadzenia były jedynymi, które odwołano z powodu warunków pogodowych z całej podróży po Afryce Południowej, mimo że niektóre z nich zostały przeprowadzone w miastach, które przechodziły właśnie swą deszczową porę.
Niedziela, 14 października, była pięknym dniem. Na zgromadzenie przybyli ludzie z odległości setek mil. Kilku mieszkańców miasta powiedziało mi, że była to największa grupa ludzi, jaka kiedykolwiek zgromadziła się w mieście Klerksdorp. Tego wieczora brat Baxter przyniósł ewangelizacyjne poselstwo i kiedy zapytał, czy są ludzie pragnący powstać, by tym samym dać wyraz, że przyjęli Jezusa za swojego Zbawiciela i Pana, około 3000 ludzi powstało na nogi w odpowiedzi na to wezwanie.
Brat Branham usługuje ludności rdzennej przez 3 tłumaczy.
Kiedy ludzie i tego miasta zobaczyli na własne oczy dokonywującą cudów moc Pana, działającą przez brata Branhama, oni także przyznali, że odwiedził ich prorok z innego kraju. Byli świadomi, że być może już nigdy w życiu czegoś takiego nie zobaczą. Niedziela była jednym z największych dni, jakie Klerksdorp kiedykolwiek widziało. Wielu ludzi otrzymało uzdrowienie zarówno swego ciała, jak i duszy.
Przypomina mi się jedenasto– lub dwunastoletni chłopiec, który otrzymał kartę modlitwy i jego numer został wezwany. Kiedy podszedł do podwyższenia, zauważyłem, że ma okropnie zezowate oczy. Jak tylko brat Branham go zobaczył, zaczął opowiadać o swojej córeczce, której oczy skrzyżowały się z powodu wielkiego bólu na krótko przed śmiercią.
Brat Branham jest zawsze wzruszony współczuciem, kiedy zobaczy małe dziecko ze skrzyżowanymi oczyma. Pomodlił się za tym chłopcem, a potem poprosił, żeby spojrzał do góry. Kiedy to zrobił, jego oczy stały się proste.
Kiedyś jego oczy były skrzyżowane, lecz teraz są normalne.
Chłopiec odwrócił się w stronę widowni i ludzie wybuchnęli radością widząc, że zezowate przedtem oczy teraz są zupełnie proste. Miejscowy lekarz zbadał chłopca i oznajmił, że ma normalny wzrok. Po nabożeństwie udało mi się zrobić chłopcu zdjęcie, które zamieszczamy w naszej książce.
CUD W DOMU PANA FOURIE
Pewnego wieczora po nabożeństwie kilku z nas siedziało przy stole w pokoju jadalnym w domu pastora P. F. Fourie – jednego z miejscowych pastorów. Rozkoszowaliśmy się przekąskami i napojami, a brat Branham rozmawiał z nami o duchowych prawdach. Kiedy przyszła pani Fourie i usiadła z nami przy stole, zauważyłem, że brat Branham każdego z nas bardzo uważnie obserwuje, jakby czegoś szukał. Po kilku minutach wyprostował się na swoim krześle i powiedział nam, że wcześniej – tego popołudnia widział wizję; teraz siedzieliśmy przy stole dokładnie tak, jak nas wcześniej widział.
Brat Bosworth siedział przy końcu stołu, Pastor Fourie z małżonką przy drugim końcu, a Sidney Smith i ja siedzieliśmy z jednej strony, naprzeciwko brata Branhama. Każdy z nas znajdował się dokładnie w takim miejscu i pozycji, w jakiej on nas już oglądał w wizji tego samego popołudnia. Teraz mógł powiedzieć, co mu Bóg objawił. Zwrócił się do pani Fourie i opowiedział jej kilka wydarzeń z jej młodości. Kiedy zaczął wchodzić w szczegóły, ona siedziała i drżała przejęta myślą, że Bóg przemówił odnośnie jej samej do swego proroka. Powiedział jej także, że ma chore serce i kłopoty z żołądkiem, co było spowodowane nerwowością. Potem mówił do niej więcej na temat tej wizji i po słowach zachęty, które do niej skierował, poprosił o pozwolenie odejścia od stołu i na resztę tego wieczora opuścił towarzystwo.
Następnym naszym przystankiem było miasto Kimberley – diamentowa stolica świata, gdzie zatrzymaliśmy się od 17 do 21 października. Zaplanowano, że zgromadzenia w tym mieście odbędą się w sali ratusza, ale już podczas pierwszego wieczornego nabożeństwa budynek był nabity, a na zewnątrz stało nawet więcej ludzi, niż było w środku. Lokalny Komitet uświadomił sobie, że trzeba coś przedsięwziąć, by zapewnić miejsce tysiącom ludzi, którzy chcieli być na zgromadzeniach. Dzięki wspaniałej współpracy przemysłu górniczego udostępniono nam Stadion De Beers’a, który ma około 6000 miejsc siedzących i uważany jest za najwspanialszą sportową arenę w Afryce Południowej. Dopiero wieczność ujawni, co zostało osiągnięte dzięki tym dodatkowym środkom.
Kiedy brat Bosworth spożywał posiłek w miejscowej kawiarni, podszedł do niego młody człowiek i zapytał, czy nie jest członkiem Misji Branhama. Powiedział mu, że przybył z południowego zachodu Afryki i że jego pięcioletnia córka umiera na raka. Zapytał brata Bosworth’a, co można zrobić, by jego dziecko otrzymało uzdrowienie, które, jak sobie uświadamiał, wykupił Chrystus. Brat Bosworth wyjaśnił mu, że choćby nie był w stanie zdobyć karty modlitwy, może zdobyć uzdrowienie. Poradził mu, by się nieustannie modlił o to, by Bóg dał bratu Branhamowi wizję jego dziecka, które cierpiało z powodu raka. Człowiek ten przyszedł na nabożeństwo wierząc Bogu. Kiedy stał na uboczu i się modlił, brat Branham odwrócił się do niego i powiedział: „Idź do domu; jeśli możesz wierzyć, twoje dziecko, które w domu cierpi z powodu raka, będzie zdrowe”. Zapytałem potem brata Branhama, co oglądał odnośnie tego mężczyzny, a on powiedział mi, że widział w wizji dziewczynkę leżącą w łóżku, cierpiącą z powodu raka. Wisząca bezpośrednio nad mężczyzną aureola wskazywała, że było to dziecko tego człowieka.
WSTRZĄSAJĄCA OPOWIEŚĆ PANA SIDNEY’A SMITH’A
Sidney Smith z Durbanu, który właśnie podróżował z nami, opowiedział mi pewne wstrząsające wydarzenie. Otóż, pewnego razu Pan Smith zatrzymał samochód przed domem, w którym zatrzymywał się brat Branham, by zabrać go na nabożeństwo. Kiedy brat Branham wyszedł z bramy domu na ulicę, zaczepił go bardzo szczupły mężczyzna, który rozpoznał go i prosił, żeby się za niego pomodlił. Mężczyzna podwinął rękawy, by pokazać, jak chude ma ramiona; nie były grubsze od jego nadgarstka. Brat Branham popatrzył na niego i powiedział: Pan cierpi na gruźlicę. Czy wierzy pan Bogu? Mężczyzna odpowiedział: Wierzę Bogu. Brat Branham pomodlił się za nim, a potem rozmawiał z nim kilka minut, po czym powiedział: Popatrzmy się jeszcze raz na twoje ramię. Kiedy tym razem mężczyzna podwinął rękaw, był zdumiony, gdy zobaczył, że jego ramię nabrało rozmiarów i wyglądało teraz na silniejsze niż przed kilkoma minutami. W tym wypadku Bóg nie tylko natychmiast uzdrowił tego człowieka, lecz w cudowny sposób dał mu fizyczną siłę, która zazwyczaj wracała stopniowo.
W każdym mieście, gdzie przeprowadzaliśmy zgromadzenia, ludzie zatrzymywali nas na ulicy, by opowiedzieć nam o przypadkach uzdrowień, których dożyli lub o których słyszeli. Nie przypominam sobie żadnego miasta, w którym natknęlibyśmy się na tak wielu ludzi opowiadających nam o tym, co Bóg uczynił dla nich przez usługę brata Branhama, jak w Kimberley.
W naszej podróży po Afryce Południowej mieliśmy wiele wzruszających przeżyć. Widzieliśmy, jak tysiące ludzi wstawało, by przyjąć Chrystusa za swojego Zbawiciela. Ludzie kalecy byli uzdrawiani, ślepi odzyskiwali wzrok, głusi słuch, niemi mowę, inwalidzi byli podnoszeni ze swych polowych łóżek, a cierpiący ból zostawali uwolnieni. Nie zapomnimy jednak wzruszenia, jakie wywołał w nas śpiew ludności rdzennej i ludzi rasy kolorowej. Może nie posiadali wyćwiczonych głosów, mieliśmy jednak wrażenie, że potrzebowali tylko otworzyć usta, by zabrzmiała z nich melodia. Przypominam sobie, jak w Kimberley połączyło się razem ponad 6000 głosów i wydało muzykę, przypominającą potężne organy, rozbrzmiewając hymnami wolnych ludzi.
Bóg objawia swemu słudze tajemnice ludzkich serc.
Taki śpiew byłby dla każdego inspiracją i pobudką do podniesienia serca w uwielbieniu Boga. W czasie wychwalania Boga śpiewem i niesienia Słowa ludzkim sercom, mężczyźni i kobiety chwytali się Bożych obietnic. Niektórzy stawali się nowymi stworzeniami w Chrystusie Jezusie. Inni, będący w potrzebie fizycznego uzdrowienia, podnosili się w swej wierze w Boga i otrzymywali uzdrowienie dla swych ciał.
Po jednym nabożeństwie podszedł do mnie pewien człowiek i powiedział, że widział anioła Pańskiego, stojącego na podwyższeniu obok brata Branhama. Poprosiłem go o opisanie anioła, bo inni widzieli go już wcześniej i opisywali go – chciałem więc zobaczyć, czy opis ten nie będzie się różnił. Powiedział, że był on wielkim mężczyzną, niemalże postawy brata Baxtera, ogolonym i ubranym w białą szatę ze złotą obwódką u dołu. Stał zaraz za bratem Branhamem, kiedy ten rozglądał się po widowni, oglądając wizje uzdrawianych ludzi i wskazując na nich, zachęcając, by powstali i przyjęli swoje uzdrowienie.
Chór Komitetu Powitalnego, który oczekiwał na nas na przedmieściach miasta (Napis na transparencie: „Witamy w Wolnym Stanie w imieniu Jezusa”).
Na jednym ze zgromadzeń przeprowadzonych dla nie-Europejczyków, kolejką modlitwy podeszła pewna Hinduska. Brat Branham spojrzał na nią i powiedział: „Nie jesteś chrześcijanką. Cierpisz na raka i wrzody. Nie przyjęłaś jeszcze Chrystusa za swego Zbawiciela. Chrystus cię uzdrowi, ale najpierw musisz Go przyjąć za swego Zbawiciela i Pana. Potem pójdź do swojej rodziny i powiedz swym krewnym, co On dla ciebie uczynił, a twoje uzdrowienie będzie zupełne”. Powiedział: „Jeśli to zrobisz, podnieś prawą rękę”. Podniosła. On wezwał jednego z pracowników indywidualnych, by zajął się tą panią i poprowadził ją do Chrystusa, żeby mogła spełnić swoje przyrzeczenie.
Następna seria zgromadzeń została przeprowadzona w Bloemfontein, od 24 do 28 października. Słowo bloemfontein znaczy: fontanna kwiatów. Jest ono przepięknym miastem parków, kwiatów i szerokich ulic. Przyjeżdżając do miasta, Misję Branhama przywitała wielka grupa ludzi i chór mieszany, śpiewający pieśń Tylko Mu wierz.
Brat Bosworth powiedział witającym ich ludziom, że zobaczą coś, czego nie widział nikt od czasu pobytu Chrystusa na ziemi. Nigdy wcześniej w historii kościoła Bóg nie przyszedł, by działać w taki sposób. Jakże prawdziwe okazały się to słowa, gdyż Bóg działał w mieście Bloemfontein tak, jak jeszcze nigdy przedtem. Tysiące ludzi przebyło wiele mil. Rozmawiałem z jednym człowiekiem, który przyleciał z Afryki Północnej; była to odległość około 4000 mil. Pewien funkcjonariusz policji powiedział mi, że według ich szacunku w Bloemfontein było ponad 1000 pozamiejscowych samochodów. I znów nie było tak wielkiego audytorium, by pomieścić tłumy, których się spodziewano. Zarządzeniem miejscowego komitetu postanowiono wykorzystać tereny targowiska, gdzie mogło pomieścić się około 6000 ludzi. Już tego samego – pierwszego wieczora tereny te wypełniły się tysiącami ludzi siadających na krzesłach i ławkach jak najbliżej podwyższenia.
Brat Bosworth przynosił poselstwa o Boskim uzdrowieniu. Ponieważ na terenach targowiska tysiące ludzi zbierało się już przed godziną szóstą, bardzo często nabożeństwa rozpoczynały się o tej porze. Objaśniał on prawdy Boskiego uzdrowienia, jak przedstawiała je Biblia, i wyjaśniał, w jaki sposób Bóg działa przez brata Branhama. Brat Baxter przynosił poselstwa na temat osobistego zbawienia. Za każdym razem na tego rodzaju wezwanie następowała ogromna reakcja ze strony tych, którzy pragnęli przyjąć zbawienie, wykupione już dla nich na Golgocie. Były wieczory, w których zostało podpisanych i oddanych ponad 2000 kart podjęcia decyzji. Mężczyźni i kobiety nie odpowiadaliby tak licznie ani w mniejszej ilości, gdyby nie był obecny Boży Duch i nie przemówił do nich. Czy Bloemfontein, albo jakiekolwiek inne miasto Afryki Południowej, które pobłogosławione zostało przez usługę brata Branhama, może pozostać takie same?
Niewielka grupa namiotów rozbitych, by przyjąć pozamiejscowych ludzi, którzy przybyli na zgromadzenia.
Podczas nabożeństwa, które odbyło się w Bloemfontein w piątek wieczorem, brat Branham ujrzał wizję, różniącą się od wszystkich, jakie wcześniej oglądał. Modlił się za chorych i zachęcał ich wtedy, by wierzyli Bogu i przyjęli uzdrowienie, które Bóg już dla nich wykupił. Chrystus zapłacił już za ich uzdrowienie, ale nie mógł im go dać w żaden sposób, dopóki w to nie uwierzą i tego nie przyjmą. Kiedy brat Branham stanął potem z powrotem za kazalnicą, ciągle zachęcając ludzi do wiary, zobaczył, jak nad tylną częścią stadionu wzniosła się olbrzymia ściana, rozciągająca się na całą jego długość. Ściana ta podnosiła się dalej i znalazła się nad ludźmi, a potem zaczęły wszędzie spadać jakby wielkie krople wody. Spadając, zawsze trafiały kogoś prosto w głowę. Brat Branham oszacował, że było 1500 takich kropli i był przekonany, że ludzie ci zostali uzdrowieni – musieli jednak sami dalej wierzyć, by to uzdrowienie zachować. Według jego oceny jeszcze na żadnym nabożeństwie nie zostało uzdrowionych tylu ludzi, co w Bloemfontein.
Takie sceny był na porządku dziennym i często karetki wracały puste.
Brat Branham bardzo często przypomina ludziom, że może mówić tylko to, co mu Bóg objawia. Jednego wieczora kolejką modlitwy przyszła pewna pani i kiedy brat Branham zobaczył wizję dotyczącą niej, powiedział, żeby się upewniła, że jest przygotowana na spotkanie ze swoim Bogiem. Po wypowiedzeniu słów zachęty powiedział jej, by z całego serca służyła Bogu. Nic nie zostało powiedziane ani o jej chorobie, ani o jej uzdrowieniu.
Po nabożeństwie zapytaliśmy brata Branhama, dlaczego mówił do tej kobiety w taki sposób. Powiedział nam, że widział w wizji kondukt żałobny i że kobieta ta w bardzo krótkim czasie umrze. Choćby nie wiem jak bardzo chciał powiedzieć tej kobiecie coś innego, nie mógł mówić nic więcej niż to, co mu Pan pokazał. Nazajutrz dowiedzieliśmy się, że w nocy ta kobieta umarła.
Choć większość zgromadzeń została przeprowadzona dla Europejczyków, zorganizowano trzy nabożeństwa dla ludności rdzennej. Udawało nam się od czasu do czasu wcisnąć w już przepełniony program kilka dodatkowych zgromadzeń dla tej ludności. Na jednym takim nabożeństwie, w sobotę po południu, głosił brat Bosworth. Po swym poselstwie wezwał na podwyższenie około 12 osób, które przeszły radykalną operację wyrostka sutkowatego. Ludzie ci mieli usunięty jeden bębenek uszny. Tak więc brat Bosworth zawołał ludzi, którzy mieli jedno ucho zdrowe, by usłyszane przez nich Słowo Boże dało im wiarę w pełne uzdrowienie. Użył ich jako demonstracji i ilustracji dla swego poselstwa. Wcześniej powiedział ludziom, że Bóg ich uzdrowi, jeśli będą wierzyć, a teraz wezwał około 12 ludzi, by udowodnić swoje twierdzenie. Posłużył się raczej tymi, którzy mieli wadliwy słuch niż chorującymi na inne choroby, było to bowiem czymś słyszalnym i widocznym dla widowni. Polecił im włożyć palec w zdrowe ucho, a potem mówił szeptem do ucha z usuniętym bębenkiem usznym, i w ten sposób sprawdzał ich słuch. Każda z osób, za którą się modlił, zaczęła słyszeć. Po tym zademonstrowaniu poprowadził ludzi w zbiorowej modlitwie prosząc, by modląc się powtarzali jego słowa. Uczynili to i setki osób otrzymało tego popołudnia uzdrowienie.
W ten sposób został położony cudowny fundament do usługi brata Branhama w niedzielę rano. Ocenia się, że na tym nabożeństwie było 15000 nie-Europejczyków. Było to największe zgromadzenie dla ludności nieeuropejskiej, jakie widzieliśmy w Afryce Południowej. Tubylcy ci pochodzili z Basutolandu i niewątpliwie wielki sukces tego zgromadzenia był rezultatem dobrego zasiewu Słowa przez misjonarzy, którzy im usługiwali. Wielu przyniesionych ułomnych odeszło na własnych nogach. Pamiętam jednego kalekę, który chodził za pomocą rąk, a nogi ciągnął za sobą, lecz za dwa dni potrafił chodzić wyprostowany. Był przypadek małego dziecka, chorującego na wodogłowie, które w ciągu 4 dni stało się normalne, a także wiele innych wielkich uzdrowień. Kilku misjonarzy w swoich relacjach wyraziło mi opinię, że według ich oceny na tym jednym nabożeństwie zostało uzdrowionych 1000 ludzi. Nasz dobry przyjaciel, misjonarz Kast, napisał sprawozdanie ze zgromadzeń dla ludności rdzennej w Bloemfontein, które przytoczę tu w takiej formie, w jakiej zostało do mnie posłane.
ZGROMADZENIA BR. BRANHAMA DLA LUDNOŚCI RDZENNEJ W BLOEMFONTEIN
27-28 PAŹDZIERNIKA 1951 r.
misjonarz A. Kast
Dzięki czasopismu „Głos Uzdrowienia” usługa brata Branhama i brata Boswortha była tutaj dobrze znana. Nie szczędzono więc wysiłków przy reklamie tych dwóch wielkiej wagi zgromadzeń, na obszarze całego Wolnego Stanu i Basuto. Wynajęto wiele autobusów a specjalne wagony na wszystkich liniach kolejowych zapewniały dojazd do Bloemfontein wielu zgłodniałym duszom i cierpiącym ludziom. Do przeprowadzenia zgromadzeń wynajęto drugi pod względem wielkości kościół w tym rezerwacie, podczas gdy sześć innych wielkich sal posłużyło za miejsca noclegowe. Przez wiele miesięcy wiele modlitw zostało posłanych do Bożego tronu, aby zgromadzenia te okazały się wielką manifestacją mocy Boga.
Pierwsze zgromadzenie miało się odbyć w sobotę o 14.30, lecz wiele ludzi przybyło już dwa dni wcześniej i przez całe sobotnie przedpołudnie budynek kościoła otoczony był ludźmi nie mogącymi się doczekać wejścia do środka. Ponieważ kościół miał tylko 800 miejsc siedzących, umożliwiono wstęp tylko ludziom ślepym, głuchym, ułomnym i leżącym na noszach, a tysiące ludzi musiało pozostać na zewnątrz. Choć zamknięto drzwi, niektórzy próbowali dostać się do kościoła przez okna. Przybył brat Bosworth i ucieszył się na widok tak wielkiego zgromadzenia, które swymi pieśniami wychwalało Boga. Głoszone Słowo Boże podniosło wiarę do takiego poziomu, że wszyscy oczekiwali wielkich rzeczy. Brat Bosworth wezwał około 30 osób, które straciły słuch w jednym uchu na skutek operacji lub choroby, i osobiście się za tych ludzi pomodlił. Słuch został przywrócony w każdym z tych przypadków i widownia zdumiewała się nad tym, co Bóg przez swego pokornego sługę uczynił. Wielu innych pragnęło, by ich wezwano na podwyższenie, żeby brat Bosworth pomodlił się za nich przez włożenie rąk, on jednak odważnie oznajmił: „Każdy z was może zostać uzdrowiony z każdej choroby, jeśli tylko będziecie potrafili wierzyć Bożemu Słowu!” Przyrzekł, że pomodli się za wszystkich naraz, prosząc, by widownia powtarzała jego modlitwę. Kiedy ludzie to zrobili, Bóg dokonał wielkich cudów. Zaraz po tej modlitwie brat Bosworth zapytał, kto może złożyć świadectwo, że został uzdrowiony i wielu ludzi podeszło do mikrofonu, by złożyć świadectwo o uzdrawiającej mocy Bożej. Wszyscy uwielbiali Boga, kiedy stara kobieta powiedziała: „Przyszłam na zgromadzenie ślepa i głucha, a teraz widzę i słyszę”. Na pytanie, ile osób otrzymało uzdrowienie, 67 osób potwierdziło to wewnątrz kościoła, a na zewnątrz było uzdrowionych tak wielu, że nie można było ich zliczyć. Wszyscy byli wdzięczni Bogu za to, co uczynił, oczekując, że jeszcze większe rzeczy staną się następnego dnia, w którym przybyć mieli brat Branham i brat Baxter.
Niedzielne poranne zgromadzenie dla krajowców w Bloemfontein – część zebranych.
NIEDZIELA, 28 PAŹDZIERNIKA
To niezapomniany dzień! Zdając sobie sprawę, że żadna kościelna ani publiczna sala nie jest w stanie pomieścić oczekiwanych tłumów, zgromadzenie postanowiono urządzić na boisku. Wczesnym rankiem rozpoczęto pracę nad zainstalowaniem systemu nagłaśniającego i przygotowaniem miejsca dla kaznodziejów. I znowu na wiele godzin przed planowanym rozpoczęciem zgromadzenia, tysiące ludzi napływały nieprzerwanym potokiem na teren boiska. Szybko zorganizowano pracę misjonarzy i krajowych pracowników, by usadowić tłumy w sekcjach, a wszystkich kalekich przynieść do pierwszych rzędów. O 9.30 rano liczba zgromadzonych ludzi wynosiła już około 5000.
Billy Paul rozdaje karty modlitwy na zgromadzeniu dla ludności rdzennej.
Zaczęliśmy śpiewać i ci, którzy usłyszeli tę cudowną harmonię, nigdy nie zapomną jej niebiańskich tonów. Kiedy nadszedł czas na modlitwę, wszyscy mężczyźni, kobiety i dzieci uklęknęli na ziemię, modląc się naraz o potężne Boże nawiedzenie. Było to wołanie do Niego i z oczu płynęły nam obfite łzy na widok głodu, jaki był w każdym sercu. Po wspaniałym ewangelizacyjnym przemówieniu misjonarza, nawoływano ludzi, by oczekiwali od Boga wielkich rzeczy. Powiedziano im, że nie ma konieczności modlić się za każdego indywidualnie, lecz uzdrowienie można otrzymać będąc gdziekolwiek wśród słuchaczy. Świadectwa o tym, co Bóg uczynił już na innych miejscach, umocniły wiarę wierzących.
O 10.30 przybył brat Baxter z kilkoma innymi osobami i ten Boży namaszczony sługa wygłosił krótkie poselstwo ewangelizacyjne. Na wezwanie do oddania życia Chrystusowi podniosło się tysiące rąk, i Bóg widział każdą z nich. Jakie wielkie zbawienie! Wtedy już wszyscy z niecierpliwością czekali na brata Branhama. Kiedy ten pokorny sługa Boży przybył, był poruszony współczuciem na widok wielu kalekich osób leżących przed nim, lecz z pewnością, płynącą z wiary, powiedział, że wielu z tych dotkniętych nieszczęściem ludzi będzie chodzić.
Brat Branham mówi do Alberta Mokomy, krajowca z Basuto, który w Bloemfontein został uzdrowiony z gruźlicy i teraz głosi ewangelię.
Wezwano do przodu 10 krajowców i brat Branham przez Ducha Bożego powiedział każdemu na co choruje, a potem pomodlił się o ich uzdrowienie, które było dane każdemu z nich. Do tego czasu liczba widowni wzrosła już do 12 000 i brat Branham pomodlił się gorąco o uzdrowienie każdej osoby, nakazując szatanowi, by opuścił chorych w imieniu Jezusa Chrystusa. Bóg wysłuchał tej modlitwy i uzdrowił chorych: „Modlitwa płynąca z wiary uzdrowi chorego i Pan go podźwignie” (Jakub 5, 15).
Nigdzie jeszcze nie widziano tego, co Bóg dokonał w tamtych świętych chwilach. Na zgromadzeniu nie było czasu na świadectwa. Jeden mówił po prostu do drugiego: Jestem uzdrowiony. Widzę. Potrafię chodzić. Jestem wolny od bólu. Alleluja! To wielkie nabożeństwo skończyło się potężną pieśnią uwielbienia.
W czasie tygodni poprzedzających zgromadzenia otrzymano od ludzi ponad 4000 próśb o modlitwę. Dwa kosze pełne listów zabrano na zgromadzenia, a brat Branham kładł na nie swe ręce, prosząc w modlitwie o uzdrowienie nieznanych mu cierpiących ludzi.
W następnych tygodniach dochodziły do nas liczne świadectwa z każdej części kraju. Z naszej Misyjnej Placówki w Basuto, która nazywa się „Góra Tabor”, 15 osób udało się na zgromadzenia (przebywając odległość 115 mil) i poza nielicznym wyjątkiem wszyscy wrócili uzdrowieni. Z innej wioski, Thaba Tsoeu, 23 osoby poszły do Bloemfontein i w czasie naszej wizyty w tym miejscu 15 osób złożyło świadectwo, że otrzymało swoje uzdrowienie. Przechodząc do następnego ośrodka, Mohaleshoek, właściciel autobusu powiedział mi: „Wnosiłem do autobusu kalekiego mężczyznę, ale kiedy wracał on ze zgromadzeń, potrafił chodzić sam”. Wielu innych zostało tam w cudowny sposób uzdrowionych. Pewien ewangelista z gór Basuto doniósł nam: „Niemalże wszystkie z osób, które udały się do Bloemfontein, zostały uzdrowione, jeden niemy chłopiec teraz mówi, ułomne ramię innej osoby zostało uzdrowione itd.”
Kiedy przybyliśmy do Zastron, w Oranii, setki ludzi przyszło do naszego miejscowego zboru na skutek tego, co Bóg uczynił w Bloemfontein. Jeden niewidomy świadczył, że teraz widzi i czytał przed nami Biblię. Pewna kobieta, która przez ponad 20 lat cierpiała i nie była w stanie wykonać żadnej pracy, jest teraz zupełnie uzdrowiona i od dnia swojego uzdrowienia pracuje. Dwie kobiety składały świadectwo o tym, że nie mogły chodzić, a teraz mogą. Około połowa ludzi z tego miasta, którzy byli na zgromadzeniach brata Branhama, została uzdrowiona. Gdziekolwiek byliśmy, ludzie opowiadali nam o cudownych uzdrowieniach. Inni w swych listach opowiadali o potężnych Bożych dziełach. Jedna kobieta, którą zabrano samolotem z gór Basuto, została zupełnie uzdrowiona z astmy, wysokiego ciśnienia krwi i wielu innych dolegliwości. Nie potrafiła wykonywać żadnej pracy przez dwanaście lat, a teraz jest zdrowa. Sparaliżowany kaznodzieja z Kroonstad napisał, że teraz może chodzić bez kul, a trzech innych członków jego zboru także zostało uzdrowionych.
Sądzimy, że w czasie tych dwóch zgromadzeń co najmniej 1000 osób otrzymało swoje uzdrowienie, za co uwielbiamy Boga. Chociaż od tego czasu minęło już 3 miesiące, każdego tygodnia docierają do nas prośby o modlitwę. Wszyscy ci ludzie wspominają, co się stało w Bloemfontein i wierzą, że oni także mogą zostać uzdrowieni. Tysiące ludzi tutaj gorąco oczekuje i prosi Boga w modlitwie o rychły powrót Misji Branhama do Afryki Południowej.
Z Bloemfontein podróżowaliśmy przez około 900 mil na południowy zachód do Capetown (Kapsztad). Capetown często określa się mianem bramy wjazdowej do Afryki. Podwaliny nowoczesnej cywilizacji w Afryce Południowej położono w Capetown, które leży u stóp Góry Stołowej. Właśnie tam w 1652 r. Jan van Riedeeck założył pierwszą placówkę na szlaku handlowym do Indii Wschodnich. Dzisiaj jest to nowoczesne miasto, liczące pół miliona ludzi – znany na całym świecie port, parlamentarna stolica Związku – dobrze znane ze swojej pięknej scenerii.
Zgromadzenia w tym mieście przeprowadzono na lotnisku Wingfield’a, obsługiwanym przez Południowoafrykańskie Linie Lotnicze, które zaoferowały nieodpłatnie jeden ze swych hangarów. Na każdym nabożeństwie obecnych było od 5 do 10000 ludzi. I tutaj znowu, jak zawsze, już o 6 wieczorem wszystkie miejsca były zapełnione ludźmi. Z tego powodu nabożeństwa często rozpoczynały się o tej godzinie, dzięki czemu ludzie mieli możliwość wysłuchania poselstwa brata Boswortha i brata Baxtera, jak również być świadkami manifestacji Daru, działającego przez Williama Branhama. Zebrania dla nie-Europejczyków przeprowadzono w Drill Hall w Capetown. Podczas jednego nabożeństwa tam przeprowadzonego 53 osoby świadczyły, że ich wzrok w ogromnej mierze się polepszył lub stał się całkowicie normalny. Wielu z tych ludzi było przedtem zupełnie ślepymi.
Mała część tłumów, które nie dostały się do środka Drill Hall.
Niedzielna przedpołudniowa usługa, urządzona dla nie-Europejczyków, miała się rozpocząć o godzinie dziesiątej, ludzie zaczęli się jednak gromadzić o 1.30 w nocy. Przez wiele godzin siedzieli w oczekiwaniu na rozpoczęcie nabożeństwa. Kiedy potem otwarto drzwi, jedynie niewielka część tych, którzy zgromadzili się na zewnątrz, mogła dostać się na salę mieszczącą powyżej 3000 ludzi. Po popołudniowym nabożeństwie rozmawiałem z kilkoma funkcjonariuszami policji, którzy powiedzieli mi, że według ich szacunków co najmniej 150 osób zasłabło podczas dnia, czekając, by dostać się do środka.
Po kazaniu zatytułowanym: „Odpowiedzialność i zachęta” miała miejsce wspólna modlitwa za wszystkich, którzy potrzebowali uzdrowienia. Po modlitwie zaprosiliśmy ludzi pragnących złożyć świadectwo. Do przodu wyszły dziesiątki osób, które złożyły świadectwo o otrzymanym przez siebie uzdrowieniu. Jedną dziewczynkę przyniesiono do Drill Hall z połamaną kostką, która długo się nie chciała wyleczyć. Otrzymała swoje uzdrowienie, weszła na platformę bez żadnych problemów i złożyła świadectwo. Niektórzy opowiadali o tym, że polepszył im się słuch. Dwie ślepe osoby złożyły świadectwo, że teraz widzą. Poziom ich wiary był wysoki.
Drill Hall, Capetown, Południowa Afryka.
Wspominam, jak w czasie kazania siedziałem na platformie i obserwowałem ludzi i ich reakcję na niesione im poselstwo wiary. Zauważyłem pewną panią, która siedziała w odległości 10 czy 12 metrów od platformy. Spoglądała na swoje ręce. Po powiększonych stawach palców i ich widocznej sztywności można było poznać, że cierpi na artretyzm. Nie potrafiła zginać palców, lecz kiedy usłyszała wyjaśnione Słowo Boże, jej wiara urosła i patrzyła na te kalekie palce, starając się nimi poruszać. Na początku nie potrafiła poruszyć nimi praktycznie wcale. Kiedy dalej ćwiczyła swą wiarę, okazało się, że potrafi je zgiąć bardziej niż poprzednio. Po kilku następnych minutach z zupełną łatwością potrafiła otworzyć i zamknąć dłonie. Na jej twarzy pojawił się uśmiech, kiedy zdała sobie sprawę, że jest wolna od wywołanego artretyzmem kalectwa.
Kiedy brat Bosworth szedł raz ulicą, podeszła do niego pewna pani, która, sądząc, że jest Amerykaninem, zapytała go, czy nie jest w jakiś sposób związany ze zgromadzeniami Boskiego uzdrawiania. Powiedziała, że sama jest niewierzącą i dlatego zwróciła małą czy też nie zwróciła żadnej uwagi na tę kampanię, lecz jej lekarz opowiadał jej o 3 lub 4 swoich pacjentach, którzy byli na tych zgromadzeniach i otrzymali uzdrowienie. Słyszała już o spirytyzmie i Chrześcijańskiej Nauce i zastanawiała się, czy te zgromadzenia nie były przez kogoś z nich finansowane. Skoro jej lekarz opowiadał jej o tych zgromadzeniach i poradził jej udać się na nie, bo może odnieść z nich jakąś korzyść, pomyślała, że chyba będzie warto w nich uczestniczyć.
Brat Branham, pod Namaszczeniem, modli się nad chusteczkami zgodnie z Dz. 19, 11-12.
Kiedy brat Branham jest pod namaszczeniem, bardzo ważnym jest wykonanie dokładnie tego, o co prosi. Jego słowa nie są wtedy jego słowami, lecz Słowami Ducha Świętego, wyrażającymi wolę Wszechmogącego i Suwerennego Boga. Aby pokazać wam, jakie to ważne, pozwolę sobie zacytować fragment listu: „Kobieta z Wingfield, która została uzdrowiona z raka i której brat Branham polecił się ochrzcić, była na usłudze chrztu w zeszły czwartek wieczorem, lecz nie ochrzciła się. Powiedziała do pastora: –Pomyśleć, że przez te wszystkie lata byłam członkiem kościoła, a nie byłam zbawiona, choć byłam nauczycielką Niedzielnej Szkoły. Ale teraz jestem zbawiona i uzdrowiona. – Cieszyła się ze swego zbawienia i uzdrowienia, zapomniała jednak o wykonaniu tego, co polecił jej brat Branham. Nie została ochrzczona. Następnej soboty zmarła. Zapłaciła za swoje nieposłuszeństwo”.
Kiedy brat Bosworth głosił pewnego niedzielnego popołudnia do tubylców w Capetown, powiedział: „Jeśli wy, bracia usługujący spośród tubylców, będziecie wierzyć Bogu, On dzisiejszego popołudnia da komuś z was dar uzdrawiania”. Brat Bosworth był prawdę powiedziawszy zaskoczony słowami, które sam wypowiedział, zanim uświadomił sobie, co mówi. Po nabożeństwie powiedział do mnie: „Wierzę, że Bóg pokierował mnie do tego, by wypowiedzieć te słowa. Jeśli będziesz miał możliwość dalszego śledzenia wypadków, jestem przekonany, że znajdziemy wśród tubylców pastora, który otrzymał dziś po południu dar uzdrawiania”.
Zasięgałem informacji u misjonarzy, czy nie słyszeli o jakimś pastorze z tubylców, który otrzymał dar uzdrawiania, jak powiedział brat Bosworth w czasie usługi. Jeden z nich opowiedział mi o pewnym pastorze-krajowcy, który wierzył w Boskie uzdrowienie, lecz brakowało mu wiary w skuteczność swoich modlitw i dlatego nigdy nie modlił się za chorych. Ale po tym nabożeństwie odwiedził on różnych chorych ludzi i modlił się za nich, i wielu z nich otrzymało uzdrowienie. Ten sam misjonarz przysłał mi potem list, w którym pisał: „Człowiekiem, który otrzymał dar uzdrawiania, był tubylec z Angoli. Jest takim analfabetą, że często nie potrafi się wysłowić. Choć jest jeszcze młodym chłopcem, Bóg jednak wysoko wyniósł go jako swego sługę i jest teraz bardzo pozyskiwany. Z dalekich odległości przywożeni są pełnymi ciężarówkami chorzy, żeby się za nich modlił. Kiedy wczoraj przejeżdżałem przez miejsce, gdzie przeprowadzaliśmy zgromadzenie dla ludności rdzennej i kolorowej, on prowadził tam właśnie nabożeństwo pod gołym niebem”.
Inne relacje o tym człowieku potwierdzają fakt, że Bóg dał na tym nabożeństwie dar uzdrawiania pastorowi spośród tubylców, który nie bał się wierzyć Bogu i zrobić kroku wiary.
Przytoczę wam raz jeszcze sprawozdanie ze zgromadzeń w Capetown, które zostało opublikowane na Wyspach Brytyjskich przez Wiadomości Odkupienia, a później w Ameryce na łamach Zwiastuna Wiary.
SENSACYJNE WIEŚCI O PRZEBUDZENIU W CAPETOWN
Frank G. Holder
Jeszcze nigdy w historii międzynarodowego lotnictwa nie wykorzystano hangaru w tak pożytecznym celu i z tak dalekosiężnymi skutkami wobec miejscowych mieszkańców. Hangar nr 3, który normalnie służy jako schronienie samolotu pasażerskiego, przemienił się nagle w Salę Ewangelii, mającą w środku około 4000 miejsc siedzących, a prawie 2000 na zewnątrz.
Robiąca niesympatyczne wrażenie goła, żelazna konstrukcja pozostawiała wiele do życzenia, jeśli chodzi o piękno architektoniczne, ale entuzjazm zgromadzających się ludzi w krótkim czasie wytworzył atmosferę nadzwyczajnego oczekiwania. Wydawało się, że w tym miejscu, które znajduje się kilka mil od miasta, pojawił się współczesny Jan Chrzciciel, który zwoływał swoje zgromadzenie na odludzie, by słuchało niesionego przez niego Bożego poselstwa.
W dodatku do tej niezwykłej – w oczach niektórych pozbawionej dostojności duchowych zgromadzeń sceny – stało tam szereg karetek pogotowia, z których wynoszono na noszach chorych ludzi, by potem położyć ich przed zaimprowizowaną platformą. Chromi, kalecy, ślepi i chorzy na najróżniejsze choroby, masowo napływali i zajmowali miejsca w ciągle powiększającej się „Izbie Chorych”.
Hangar nr 3 na lotnisku Wingfield’a.
Brat William Branham oraz członkowie jego Misji ze Stanów Zjednoczonych przybyli do Capetown z poselstwem, które może być głoszone z takim samym potwierdzeniem niebieskiej mocy przez zdumiewające znaki i cuda w wyszukanych współczesnych audytoriach, jak i w hangarze na terenie lotniska. Wieści o tym wywołały już tutaj ogólne poruszenie, bo ci, którzy wstrząsnęli Johannesburgiem, Kimberley, Bloemfontein oraz wieloma innymi miastami Afryki Południowej, przybyli teraz do Capetown.
Już od pierwszego dnia zaczęły się dziać cuda, kiedy rozlała się moc i chwała pięćdziesiątnicy. Liczba zgromadzających się rosła, aż miejsca siedzące stały się czymś luksusowym a ilość dziejących się cudów przekroczyła możliwości ich zarejestrowania. Chromi podskakiwali i chodzili, głusi zaczęli wyraźnie słyszeć, raki obumierały, demony uciekały, a słabe serca zaraz się wzmacniały. Kiedy brat Branham przez objawienie oznajmiał, na jaką dolegliwość dana osoba choruje, co nigdy nawet w części nie okazało się chybione, rosła wiara i ludzie zostawali uzdrawiani. Uzdrawiająca moc zlewała się na zgromadzonych i potrzebna była tylko wiara, by otrzymać to, czego się pragnęło. Setki niewierzących ludzi zostało przekonanych o tym, że Ewangelia jest prawdą i przyjęło Chrystusa za swojego Zbawiciela.
Boża moc wstrząsnęła miastem Capetown, a wszystko to stało się w przeciągu 5 dni. Czy to w autobusach, czy to na chodnikach ciągle słyszało się ludzi rozmawiających o zgromadzeniu na lotnisku Wingfield’a i o zdumiewających cudach.
Specjalne zgromadzenia przeprowadzono oddzielnie dla ludności kolorowej, wśród której działy się jeszcze większe rzeczy. Była taka obecność uzdrawiającej mocy Bożej, że ludzie wkładali ręce jeden na drugiego i otrzymywali uzdrowienie. Pewien mężczyzna, który przez wiele lat był kaleką, postanowił wypróbować swoje nogi, które zostały uzdrowione. Zaczął biegać ulicami, aż w pogoń puścił się za nim policjant, który zażądał wyjaśnienia, dlaczego się tak zachowuje. Nie trzeba dodawać, że je otrzymał! Poza zgromadzeniem w mieście, w Parade Ground, kolorowi ludzie otrzymywali uzdrowienie ze wszystkich chorób.
Jeszcze nigdy nie byliśmy świadkami takiej mnogości znaków i cudów, ani takich dowodów Boskiego objawienia i mocy. Było to Boże nawiedzenie, w czasie którego nasze serca bolały nad naszą ojczyzną. Modlimy się, żeby Pan darował nam łaskę i jak najszybciej posłał falę błogosławieństwa, która zalałaby Wyspy Brytyjskie. Dopóki to nie przyjdzie, módlmy się, wierzmy i przygotujmy swe serca na wszystko, czego Bóg nam chce udzielić.
Wiadomości Odkupienia
Zwiastun Wiary
Rezultat tych zgromadzeń to nie tylko zbawienie dusz i uzdrowienie ciał, lecz także wiara, którą wzbudził w ludziach Boży prorok. Ta wiara ma także swój wpływ na usługę innych pracowników na niwie Południowej Afryki. Wielu pastorów i misjonarzy opowiadało nam, że ich własna usługa rozwinęła się w wyniku zgromadzeń brata Branhama. Widać to jasno z następującego listu, otrzymanego przez brata Boswortha od pewnego misjonarza, który relacjonuje kampanię przeprowadzoną po powrocie Misji Branhama do Stanów Zjednoczonych.
„Jestem pewien, że brat będzie podzielał naszą radość z tego, że potężna moc Pana Jezusa działa nadal między nami, tutaj w Południowej Afryce. Jakże ogromnie cenię sobie Twoją książkę, a także poselstwa, które wygłosiłeś w czasie kampanii dla ludności rdzennej w Pretorii i Orlando. Szczególnie wracałem myślami do osobistych rozmów z bratem, i wspominałem, jak pomagałeś nam w czasie tych zgromadzeń. Ostatnio na kampanii w Moroka, w pobliżu Orlando, znaki towarzyszyły głoszeniu Słowa bardzo łaskawie. Chorzy zostawali uzdrowieni, głusi zaczynali słyszeć, ślepi – widzieć, a chromi chodzić. Wszelka chwała należy się naszemu cudownemu Panu! Było to tylko przed dwoma tygodniami.
Potem, wczoraj wieczorem, przeżyliśmy w domu wielką walkę. Matka, która zna cię jeszcze z początków Syjonu, nabawiła się niewątpliwie tężca. Miała mocno zaciśnięte szczęki, kiedy przebijaliśmy się w modlitwie, aż sama była zdolna modlić się z nami o zupełne wyzwolenie z tego okropnego bólu. A wtedy nieprzyjaciel zaatakował gorzej niż kiedykolwiek. Z wywróconymi oczyma, ze szczękami zaciśniętymi jeszcze bardziej, w skurczach wywołanych okropnym bólem – straciła w końcu przytomność. Posłałem szybko córkę Eunikę, by zatelefonowała po brata W. F. Mullana. Wstał od kolacji i przybył natychmiast. Po krótkiej modlitwie zgromił nieprzyjaciela w potężnym imieniu Pana Jezusa, i odnieśliśmy zwycięstwo! w chwilę później matka wybuchnęła entuzjastycznym wychwalaniem Pana, zaczęła mówić innymi językami. Następnie zerwała bandaż z zaatakowanej części ciała i zaraz wstała zdrowa, i wyobraź sobie, że sama podała do stołu kolację! To były naprawdę wspaniałe chwile, w których wychwalaliśmy Boga i dziękowaliśmy za to, że zachował tę 69-letnią weterankę krzyża, która od 32 lat jest nieustannie na linii frontu bez żadnego urlopu. Prosimy teraz Boga o ten wypoczynek; mogłaby bowiem być błogosławieństwem dla zborów w domu. Jest żywym świadectwem uzdrawiającej mocy Pana, bo od 1907 roku nie przyjęła żadnego lekarstwa, choć przeżyła wyjątkowe walki z nieprzyjacielem. Nieomal ślepa, kaleka wskutek wypadku na koniu, cztery razy chora na zapalenie płuc, zatruta ptomainami – miała najwyższą gorączkę, jaką tu zanotowano, i przeżyła, a teraz to wielkie i rychłe zwycięstwo. Mogę tylko powiedzieć: Alleluja!
Brat Branham i krajowy pastor
Jednym z wyjątkowych wypadków uzdrowienia na kampanii w Moroka był przypadek osiemdziesięcioletniej kobiety, nieomal głuchej i ślepej, a także lewostronnie sparaliżowanej. Najpierw Pan uzdrowił jej uszy, potem oczy, a kiedy jej wiara się podniosła, polecono jej w imieniu Pana podnieść rękę. Ręka podniosła się szybko bez żadnej trudności, a w chwilę potem kobieta ta zaczęła już chodzić bez żadnej pomocy. Chwała Panu!
Inny wypadek – dobrze ubranej kobiety, głuchej na jedno ucho, która przyniosła zupełnie głuche niemowlę – przyniósł szczególne błogosławieństwo krajowcom, którzy bardzo lubią dzieci. Najpierw modliliśmy się za matką, odnosząc zupełne zwycięstwo, a następnie za dzieckiem. Gdy reagowało na strzelanie palcami zza jego głowy, ludzi dotknął widok jego oczek, poruszających się najpierw w tę, potem w drugą stronę, kiedy starało się zrozumieć, co to za odgłos. Chwała Panu!
Głucha na obydwoje uszu dziewczyna, mająca około 16 lat, została uzdrowiona. Potem nieprzyjaciel wrócił i zamknął jej jedno ucho. Wróciła do kolejki modlitwy i po zgromieniu nieprzyjaciela słyszała delikatne tykanie mego zegarka. Było to prawdziwe błogosławieństwo dla ludzi, którzy przybyli ze Szkoły Biblijnej w Witbank, by służyć swą pomocą w czasie zgromadzeń.
Dostrzegając wiarę w około ośmioletnim chłopcu, który był głuchy na jedno ucho, odczułem, że Bóg będzie działał tak, by zachęcić ludzi do wiary, dlatego po prostu zatkałem mu zdrowe ucho i zapytałem: Czy mnie słyszysz? Jego kiwnięcie głowy i szybkie: Tak było dla ludzi wielkim błogosławieństwem. Chwała naszemu cudownemu Panu Jezusowi.
Między popołudniowym a wieczornym zgromadzeniem w ostatnim dniu odpoczywałem w domu pastora (Dawida Mzolo), i weszła tam pochylająca się od bólu z długiego stania na nogach kobieta, ciężko opierając się na lasce. Dostrzegając w rozmowie w niej wiarę, zwróciliśmy się do Boga w modlitwie wiary, prosząc Pana, by uzdrowił ją od głowy do stóp. On to dokładnie uczynił! Zaczęła podskakiwać jak uczennica i wychwalać Boga za to, że ją uzdrowił, a potem nagle się zatrzymała i wykrzyknęła: – Widzę moim ślepym okiem! – Nie wiedzieliśmy nawet, że miała ślepe oko.
Lecz jest to tylko kilka z wielu rzeczy dokonanych przez moc naszego wspaniałego zmartwychwstałego Pana Jezusa. Niechby On był w jeszcze większy sposób uwielbiony w nadchodzących kampaniach.
Co wieczór wiele osób występowało do przodu po zbawienie – czasami aż 50 lub 60 osób klęczało, szukając zbawienia. Jeden człowiek składał świadectwo, że przedtem żył grzesznym życiem, lecz wszystko to się teraz zmieniło. Ktoś inny powiedział: – Teraz mam zarówno nowe serce, jak i nowe uszy. – Został zbawiony i uzdrowiony. Nasze serca są naprawdę przepełnione”.
J. S. R.
Ruszyliśmy dalej, do Port Elizabeth, jadąc drogą zwaną Szlakiem Ogrodów, która uważana jest przez wielu za jedną z najbardziej malowniczych tras z całej rozległej linii brzegowej Afryki Południowej. Niektóre z drzew rosnących wzdłuż tego szlaku mają ponad 1000 lat i dorastają do wysokości 40 m. Jest naprawdę niewiele miejsc w Afryce, gdzie kwiaty kwitłyby w takiej obfitości jak na tej trasie. Po jednej stronie autostrady są piękne plaże ciepłego Oceanu Indyjskiego, a po drugiej wspaniałe pasmo gór (Outeaiqua Mountain Range). W tej części kontynentu rośnie ponad 2000 odmian dzikich kwiatów. Nietrudno tu znaleźć lilię calla o średnicy 24 cm.
Kampania w Port Elizabeth trwała od 7 do 11 listopada. Na początku zgromadzenia były przeprowadzane w Hali Targowej, później zostały jednak przeniesione na Stadion Davis’a. Tutaj znowu przyszły największe tłumy, jakie widziano w mieście Port Elizabeth. Pewnego wieczora brat Branham wskazał na starszego człowieka, który leżał na składanym łóżku. Powiedział do niego: „Bóg pana uzdrowi. Może pan teraz wstać, złożyć koc i łóżko, i chodzić”. Ten starszy człowiek wstał i zaczął składać koc, a wtedy kilku pracowników Czerwonego Krzyża – którzy byli zawsze na zgromadzeniach, ochotni pomóc chorym ludziom – podeszło do niego, by pomóc i jemu. Zwrócił się do nich głośno i dobitnie: „Brat Branham powiedział mi, bym złożył swój koc i łóżko, a to nie oznacza, że wy macie mi pomagać. Odejdźcie więc i nie przeszkadzajcie mi”.
Choć było to raczej zabawne wydarzenie, ukazuje ono jednak kwestię, zasługującą na uwagę. Kiedy Boży prorok, mówiąc pod Namaszczeniem, nakaże coś wykonać, dokładne wykonanie tego polecenia jest sprawą najwyższej wagi. Gdyby Naaman zanurzył się w Jordanie tylko 6 razy, nie otrzymałby swego uzdrowienia. Właśnie to, że wypełnił dokładnie wskazówki dane mu przez Bożego sługę dało mu możliwość zobaczenia widocznej manifestacji swego uzdrowienia. Tak samo było w przypadku tego człowieka w Port Elizabeth. Był zdecydowany zrobić wszystko, co brat Branham mu polecił, by otrzymać obiecane uzdrowienie.
W inny wieczór brat Branham wskazał na człowieka, który miał wielki opatrunek na twarzy i powiedział do niego: „Czy zechcesz przyjąć Chrystusa za swojego Uzdrowiciela, jeśli On objawi mi, co ci jest?”. Człowiek ten skinął potwierdzająco głową. Brat Branham powiedział: „Masz raka. Wstań, idź do domu, a wyzdrowiejesz”. Kiedy ten człowiek przyszedł tego wieczora na zgromadzenie, miał tak napuchniętą twarz, że górna warga zwisała i zakrywała dolną. Kiedy w ten sam wieczór odchodził, opuchlizna prawie zeszła, a po kilku dniach nam opowiadał, że rak odpadł od twarzy, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu na jego ciele.
Hala Targowa
Brat Branham wskazał także na jedną z pielęgniarek w przednim rzędzie i powiedział: „Pani się o kogoś martwi. Nie chodzi tu o panią ani o żadną osobę z obecnych tu dziś wieczorem. Chodzi o pani matkę, która jest w domu i stan jej serca jest bardzo zły. Proszę pani, może pani teraz pójść do domu, bo pani matka została uzdrowiona”.
W czasie nabożeństwa w niedzielę rano, w Hali Targowej, w kolejce modlitwy znalazł się Hindus. Kiedy podszedł do brata Branhama, usłyszał takie słowa: „Nie jest pan chrześcijaninem, lecz z powodu tego, co się stało na tej platformie, przez ostatnie pięć minut wierzył pan więcej niż do tej pory przez całe swoje życie”. Ten człowiek skinął głową. Brat Branham powiedział: „Nie mogę prosić Chrystusa, by stał się pańskim Uzdrowicielem, dopóki pan nie przyjmie Go za swojego Zbawiciela i Króla. Gdybym potrafił powiedzieć panu, na co pan cierpi, czy przyjmie pan Chrystusa za swojego Zbawiciela i Króla?” „Tak” – brzmiała jego odpowiedź. Brat Branham powiedział: „Cierpi pan na cukrzycę. Jeśli to prawda, niech pan podniesie rękę”. Człowiek ten podniósł rękę, a wtedy zostało mu powiedziane, by poszedł, a przez wiarę otrzyma swoje uzdrowienie.
Tego samego wieczora rozmawiałem z panią z Czerwonego Krzyża, która złożyła mi świadectwo o uzdrowieniu swej matki. Potem zapytała, czy przypominam sobie Hindusa, który został uzdrowiony na porannym nabożeństwie. Była jego sekretarką i to ona zachęciła go do tego, by przyszedł na zgromadzenie. Kiedy mi to powiedziała, przypomniało mi się, co brat Branham powiedział w czasie lunchu. Powiedział nam, że w wizji Hindusa chorującego na cukrzycę widział także jakąś Europejkę. Choć wydawało mu się, że już ją gdzieś widział, nie rozpoznał jej ani nie potrafił rozpoznać, co wspólnego miała ta kobieta z tym mężczyzną lub z jego uzdrowieniem. Dlatego, że ta część wizji nie była bardzo jasna, nic o niej wtedy nie wspomniał. Przedtem, w czwartek wieczorem, brat Branham wskazał na tę kobietę, z którą rozmawiałem, i powiedział jej o jej matce, która była w domu, bardzo chora na serce. Wtedy miała ona na sobie swój mundur. Lecz kiedy w pracy u tego Hindusa rozmawiała z nim o zgromadzeniach, była ubrana po cywilnemu. Była to ta pani, którą brat Branham oglądał w wizji dotyczącej tego Hindusa, nie rozpoznał jej jednak, chyba dlatego, że na zgromadzeniu widział ją jedynie w mundurze.
Pewien człowiek podszedł do mnie po jednym ze zgromadzeń i powiedział, że widział anioła Pańskiego, stojącego zaraz za bratem Branhamem. Poprosiłem tego człowieka, żeby mi go opisał, bym mógł porównać ten opis z opisami innych, którzy opowiadali to samo. Powiedział mi, że był on znacznie większy od brata Branhama, był ogolony i ubrany w białą szatę. Opis ten dokładnie pasował do tego, co usłyszałem od trzech innych osób, opisujących mi anioła, którego widziały na platformie obok brata Branhama. Człowiek ten opowiadał oprócz tego, że kiedy brat Branham wyciągnął ręce i modlił się za wszystkimi ludźmi, coś przypominającego fosfor spadało z jego ramion. Przypominało to nieomal iskrzącą się wodę, która nieustannie kapała z jego rąk i ramion. Justus duPlessis, który był głównym tłumaczem w czasie wizyty brata Branhama w Afryce Południowej, powiedział mi, że wiele razy, kiedy brat Branham modlił się za chorych, widział na podłodze jakiś cień. Kiedy sprawdził, skąd padało światło, stwierdził, że choć pomiędzy źródłem światła a podłogą z całą pewnością niczego nie widział, na podłodze był cień. Był w pełni przekonany, że mógł to być tylko cień anioła Pańskiego.
Po jednym ze zgromadzeń zobaczyłem człowieka kuśtykającego z wielką trudnością o swych kulach. Kiedy wyszedł drzwiami na dwór, zatrzymał się na chwilę, pochylił głowę, opuścił na ziemię kule i całkiem normalnie odszedł.
To właśnie w Port Elizabeth podszedł do mnie człowiek i powiedział, że poprzedniego wieczora odjechał do domu w taksówce, w rzeczywistości zawiedziony, bo nie otrzymał uzdrowienia. Był smutny i przybity, bo tak bardzo był pewien, że tego wieczora otrzyma swoje uzdrowienie. Kiedy wychodził z taksówki, uświadomił sobie, że kalectwo jego ciała zniknęło i potrafił doskonale chodzić.
Tego poranka, kiedy mieliśmy odjeżdżać z Port Elizabeth, brat Baxter, brat Branham i Billy Paul wybrali się do miasta. Kiedy wracali autobusem, brat Branham powiedział do innych, że w autobusie jest pewna pani, która chce się z nim skontaktować. Wskazał na panią ubraną w brązową suknię, która siedziała na przedzie. Brat Baxter uświadomił mu, że ta pani może nie wiedzieć, że oni są w autobusie, siedziała bowiem w przedzie, a oni weszli do autobusu tylnymi drzwiami i usiedli z tyłu. Nic więcej nie było na ten temat powiedziane, aż ta pani wstała i przeszła do tylnej części autobusu. Podeszła do brata Branhama i zapytała, czy jest Wielebnym Williamem Branhamem. On odpowiedział: „Owszem, a pani ma kobiecą dolegliwość i wrzód. Oprócz tego ma pani w domu bardzo chore dziecko. Teraz może pani iść do domu, będzie pani zdrowa, bo uzdrowiła ciebie twoja wiara”. Po tych słowach ta pani odwróciła się i zaczęła płakać z radości.
Billy Paul Branham swą uprzejmością i troską o innych zyskał sympatię ludzi.
Z Port Elizabeth pojechaliśmy do Grahamstown, które jest bardzo przyjemnym i ciekawym angielskim miastem. Miejscowy Komitet zabezpieczył dla nas Miejską Halę mającą 1200 miejsc siedzących. Ludzie zaczęli się gromadzić na popołudniowe nabożeństwo o 7.30 rano, choć miało się zacząć o 14.30. Przed przybyciem Misji Branhama, miejscowy Komitet chciał zainstalować na zewnątrz Hali Miejskiej głośniki, idąc na rękę ludziom, którzy nie zdołają się dostać do środka. Dozorca stwierdził, że to niepotrzebne, bo jeszcze nigdy w historii Grahamstown nie było takiego religijnego zgromadzenia, czy to w Miejskiej Hali, czy też gdzie indziej w mieście, na którym byłby potrzebny system nagłaśniający. Byli zdumieni, kiedy zobaczyli, jak tłumy ludzi wypełniły budynek, a setki musiały stać na zewnątrz.
Podczas dwóch zgromadzeń, które zostały przeprowadzone w Grahamstown, miało miejsce wiele uzdrowień, lecz na trzy wydarzenia chciałbym zwrócić waszą uwagę. Jedno dotyczyło starszego mężczyzny, przykutego do wózka inwalidzkiego. Jego świadectwo zawarte jest w rozdziale poświęconym świadectwom. Brat Branham wskazał na niego i powiedział mu, że został uzdrowiony, i polecił mu wstać. Człowiek ten powstał. Rozmawiałem z nim później i zapytałem go, kiedy ostatnio chodził. Odpowiedział, że nie chodził w ogóle przez 2 lata aż do tego wieczora.
Brat Branham wskazał również na pewną panią. Powiedział: „Pani ma gruźlicę. Proszę wstać i przyjąć swoje uzdrowienie”. Ta pani nie poruszyła się. On powiedział: „Niech pani wstanie. Chrystus może panią uzdrowić. Wstań i przyjmij swoje uzdrowienie”. Ciągle nie było żadnej reakcji, a wtedy brat Branham zwrócił się do kogoś innego, o kim oglądał wizję. Była to inna pani, leżąca na składanym łóżku. Do niej powiedział: „Stan pani serca jest bardzo zły. Jeśli Chrystus pani nie uzdrowi, niemożliwym jest, żeby pani jeszcze długo żyła”. Ta pani wstała, a później otrzymaliśmy świadectwo o tym, że wtedy została uzdrowiona. Chciałbym, żebyście zwrócili uwagę na tę pierwszą panią, która nie wstała, kiedy brat Branham ją do tego zachęcał. Nigdy nie słyszeliśmy, żeby ona otrzymała uzdrowienie. Jest wątpliwe, żeby je otrzymała, bo nie wykonała tego, co polecił jej Boży prorok.
Po wieczornym nabożeństwie, kiedy brat Branham, brat Baxter i Billy Paul opuścili audytorium, do brata Boswortha i do mnie, którzy byliśmy w tylnej części platformy, podeszła pewna pani. Prowadziła około sześcioletniego chłopca. Zwróciła się do brata Boswortha: „Wiem, że nie może się pan modlić za każdego, lecz czy nie zechciałby pan pomodlić się za moim chłopcem – bardzo proszę?”.
Brat Bosworth na brzegiem rzeki Vaal
Wyjaśniła, że jej syn nie widzi dobrze od urodzenia. Odróżni postać człowieka, jeśli ten nie jest dalej od niego niż 90 cm. Wszystkiego, co znajduje się w odległości większej niż 1,2 lub 1,5 metra, nie potrafi już rozróżnić. Brat Bosworth pomodlił się o tego chłopca, a potem powiedział matce, żeby przeszła do odległego rogu, co było jakieś 10 metrów od nas. Powiedział jej, żeby tam stała i nie wydawała żadnego dźwięku, podczas gdy my sprawdzaliśmy, czy wzrok chłopca się polepszył. Potem brat Bosworth powiedział chłopcu, by podszedł do swojej matki. Z miejsca ruszył tylną częścią platformy prosto w jej kierunku. Matka rozpłakała się z radości, bo jeszcze nigdy do tej pory chłopiec nie potrafił odróżnić wzrokiem jej czy też nikogo innego, będącego od niego dalej niż 0,9 czy 1,2 m. Test ten powtórzono kilkakrotnie. Chłopiec potwierdził fakt, że jego wzrok się ogromnie polepszył, mówiąc, że widzi swą matkę stojącą daleko po drugiej stronie sali. Był szczęśliwy i z uśmiechem na twarzy powiedział: „Widzę cię, mamo”. Była to kolejna demonstracja mocy wiary.
Zgromadzenia w East London odbywały się od 14 do 18 listopada na terenie obiektów sportowych Pogranicznego Związku Rugby, które były jedynym miejscem w całym tym mieście, mogącym pomieścić takie tłumy. Na każdym nabożeństwie było średnio około 6000 ludzi, a w nasz ostatni wieczór szacowano, że tłumy sięgały blisko 15000. East London to główna kwatera brata Bhengu, jednego z wybitnych kaznodziejów spośród tubylców w Południowej Afryce. Ma on głęboki wpływ na nieeuropejską ludność tamtej części Afryki Południowej. Funkcjonariusze Policji opowiadali mi, że od kiedy brat Bhengu przybył do ich miasta, poziom przestępczości wśród nie-Europejczyków spadł w ciągu pierwszych 6 miesięcy o 30 %.
Pierwszego wieczora w East London, na początku nabożeństwa było bardzo wietrznie. Dokładnie w tym momencie, kiedy brat Branham przyszedł na platformę, wiatr się uspokoił i ucichło. Odnotowano to w Daily Dispatch, w wydaniu z następnego dnia, a kopię tego wycinka prasowego zamieszczamy poniżej.
Tłumaczenie artykułu z „Daily Dispatch” z dnia 15. 11. 1951 r.
TYSIĄCE LUDZI ZGROMADZA SIĘ, BY SŁUCHAĆ BRANHAMA
Na pierwszym zgromadzeniu nie było żadnego uzdrowienia
Zimne porywy wiatru robiły szalone wypady po całej płaszczyźnie boiska Pogranicznego Związku Rugby, gdzie wczoraj wieczorem zgromadziły się tłumy ludzi, by oczekiwać na przybycie Williama Branhama, czołowej postaci Komitetu Ewangelistycznej i Boskiego Uzdrawiania Kampanii Branhama.
Światło rzadko rozsianych lamp przebijało ciemności, padając na nierówne kształty noszy dźwigających szczelnie okryte kocem formy. Były tam także składane łóżka. Na jednym z nich leżało dziecko o wychudłej twarzy i wielkich oczach, na drugim młoda kobieta, której kościste palce wbijały się nieustannie w przykrywający ją koc. Długie rzędy krzeseł przerywało wielkie mnóstwo foteli inwalidzkich.
Na surowej, okrytej brezentem, prowizorycznej scenie stał rząd krzeseł, mikrofony i pulpit.
Zebranie zostało otwarte przez jednego z braci, który poprowadził zgromadzonych w śpiewie hymnu: „W Tobie się kryję”, potęgującego się do crescendo, a potem zamierającego w ciężkim przesiąkniętym rosą powietrzu. Zakwiliło jakieś niemowlę, w oddali słychać było syrenę karetki pogotowia. Za pulpitem stanął kanadyjski kaznodzieja, brat Baxter, a oczekiwanie wzbudziło poruszenie wśród czekających mas ludzi. Opowiadał o pracy Kampanii, mówił trochę o Misji Wiary Apostolskiej, o osiągnięciach Williama Branhama, a także o jego Boskim „Darze Uzdrawiania”.
PRZYBYWA BRANHAM
Nastąpiła krótka przerwa, a potem zaczęła się szeptem roznosić wiadomość, że człowiek, o którym mówią, że 5 lat temu ukazał mu się anioł i dał mu polecenie, by zaniósł dar uzdrawiania do ludzi całego świata – przyjechał na obiekt i niebawem stanie za pulpitem.
Przyszedł. Wiatr się uciszył. Wśród zgromadzonych zapanowała wielka cisza. Jest niewielkim człowiekiem. Nie jest dobrym mówcą, ale raczej natchnionym mówcą. Głosi z głębi swojej duszy i ze szczerością, której nie można zaprzeczyć. I właśnie ta głęboka szczerość okazuje się pełnią jego mocy.
Brat Branham wcale nie twierdził, że potrafi praktykować sztukę leczenia. Powiedział natomiast, że jest narzędziem, które obrał Bóg, by przez nie uzdrawiać. Ale tylko ci, którzy uwierzyli w Jezusa Chrystusa, którzy uwierzyli, że On umarł, aby oni mogli żyć, którzy naprawdę z całkowitą szczerością uwierzyli, przyjęli to, że 1900 lat temu zostali w rzeczywistości uzdrowieni, że zostali uzdrowieni zgodnie z tym, co jest napisane – tylko tacy mogą zostać uzdrowieni.
Powiedział, że nie będzie praktykował uzdrawiania na pierwszym zgromadzeniu, lecz da możliwość zgromadzonym na obiekcie ludziom wejrzenia do swych serc, przyjęcia Słowa, żeby następnie wrócili na drugi dzień, kiedy był przekonany, że Bóg raczy udzielić łaski i wielu tych, którzy byli kalecy, chromi i ślepi, będzie chodzić i widzieć, lecz tylko wtedy, kiedy przyjmą słowo. Zgromadzenie zakończyło się modlitwą, którą prowadził brat Branham.
Kciuk tej dziewczyny był przyrośnięty do jej dłoni. Opowiadano nam, że nie można było przeprowadzić operacji, bo nerwy i żyły przechodziły z kciuka do dłoni w miejsciu przyrośnięcia i w ten sposób kciuk stanowił jej część. Pewnego wieczora, kiedy brat Branham przeprowadzał nabożeństwo uzdrowieniowe w East London, dziewczyna ta wyciągnęła rękę wiary, siedząc na swoim miejscu, i zażądała należnego sobie uzdrowienia. Po zgromadzeniu pokazała nam swoją rękę, która była zupełnie zdrowa.
W następny piątek mieliśmy podobne przeżycie z deszczem. Myśleliśmy, że zgromadzenie będzie musiało zostać rozpuszczone.
Brat Branham usługuje krajowcom
Lecz kiedy brat Branham przybył na obiekt, przestało padać i za kilka minut niebo było czyste. Potem znowu, w niedzielę wieczorem, mieliśmy kolejną demonstrację, podobną do tej, która miała miejsce w środowy wieczór.
Zgromadzenia dla ludności rdzennej w East London.
W czasie nabożeństwa przeprowadzonego dla ludności rdzennej, brat Branham wskazał na młodego człowieka i powiedział mu, że przyjechał ze szpitala i choruje na gruźlicę. Potem zwrócił się do mężczyzny, który siedział obok i powiedział, że także ma gruźlicę. Brat Branham wskazał w końcu na pięciu mężczyzn, siedzących jeden obok drugiego, a każdy z nich był dotknięty ciężkim przypadkiem gruźlicy.
Pięciu mężczyzn ze szpitala dla zakaźnie chorych, na których wskazał brat Branham.
Powiedział im, że jeśli będą dalej wierzyć Bogu, Bóg zupełnie ich uzdrowi. Po nabożeństwie rozmawiałem z nimi i zrobiłem im zdjęcie. Powiedzieli, że wszyscy są ze Szpitala dla Chorych Zakaźnie w East London.
Kiedy jechaliśmy z East London do Durban, brat Branham miał wizję, w której zobaczył prymitywną chatę na pewnym wzgórzu. Kiedy jechali dalej, on zauważył to wzgórze i tę tubylczą chatę. Poprosił kierowcę, by zatrzymał samochód. Kiedy wchodzili na ten pagórek, brat Branham wskazał na tę chatę, która znajdowała się tam między innymi zupełnie do niej podobnymi. Powiedział, że zastaną w niej miejscową kobietę leżącą w łóżku, bardzo chorą na gruźlicę. Ta pani miała być chrześcijanką i miała umieć mówić po angielsku. Kiedy weszli do tej chaty, leżała tam na pryczy ta kobieta, dokładnie tak, jak wcześniej opisał to brat Branham. Powiedziała, że modliła się o uzdrowienie i że Pan jej obiecał, że pośle do niej proroka z innej ziemi, który się o nią pomodli i wtedy ona to uzdrowienie otrzyma.
Kiedy posuwaliśmy się dalej południowo-wschodnim wybrzeżem Afryki Południowej, mieliśmy okazję przejechać i odwiedzić rezerwaty tubylców. Gdziekolwiek się zatrzymaliśmy i rozmawialiśmy z tubylcami, okazywali się bardzo mili i sympatyczni. Wielu z nich znało 4 lub 5 szczepowych języków i nie było czymś niezwykłym natrafienie na kogoś znającego angielski. Wielkie wrażenie zrobił na nas fakt, że ludzie ci zawsze wyglądali na szczęśliwych. Nie byli nigdy w pośpiechu i zawsze byli ochotni uśmiechnąć się do fotografii. Nie spotkaliśmy takiego człowieka, który nie chciałby się z nami sfotografować, powiedzieć nam czegoś o swoich wisiorkach, różnych dziełach sztuki czy o jego życiu.
Durban jest pięknym miastem. Powietrze tu jest ciężkie od zapachów setek odmian dzikich i doniczkowych kwiatów, które sprzedaje się na kwiatowych targowiskach. Jego plaże mają światową sławę. Są tu również kolorowe ryksze, na których chłopcy wożą swych pasażerów. Jest tu także Indyjskie Targowisko – miejsce spotkania się Wschodu z Zachodem.
Kiedyś jej oczy były skrzyżowane, lecz teraz są proste
Odczuwa się tu domową atmosferę Wschodu, bo w Durbanie i w jego okolicach mieszka około 200 000 Hindusów, którzy wywodzą się z Azji, skąd przywieziono ich jako niewolników do pracy w kopalniach. Wszelkie próby wszczepienia tym ludziom zachodnich poglądów spełzły na niczym i żyją oni tak jak ich przodkowie od setek lat. Można tu zobaczyć malownicze wschodnie rzeźby i inne rękodzieła.
Brat Branham z dwiema tubylkami w pobliżu East London
Kobiety hinduskie noszą jedwabne draperie, podczas gdy wielu hinduskich mężczyzn przykrywa swe głowy czerwonymi fezami.
Miasto Durban jest również pod wpływem ludności pochodzenia europejskiego w ilości około 130 000 oraz ludności rdzennej w ilości 110 000.
Zgromadzenia przeprowadzone od 21 do 25 listopada w Durbanie, który jest „Miami Beach” Południowej Afryki, wyróżniały się spośród wszystkich zgromadzeń w całej południowo-afrykańskiej kampanii. Część z nich odbyła się w Hali Miejskiej, a część na Torze Wyścigowym Greyville.
Ludzie, którzy nie mogli się dostać do środka miejskiej hali w Durbanie, stali w miejskim ogrodzie i słuchali nabożeństwa przez głośniki.
Na pierwszym nabożeństwie, w środę wieczorem, przeprowadzonym w Hali Miejskiej, pewna matka przywiozła na wózku inwalidzkim swego jedenastoletniego syna. Zostawiła go w wózku na samym przedzie, gdzie znajdowali się pozostali chorzy, a sama zajęła miejsce bardziej w tyle. Kiedy na końcu nabożeństwa brat Branham modlił się za wszystkich chorych, ten chłopiec wstał. Matka myślała, że ktoś go podtrzymuje. Potem na zewnątrz wypytywała się go o to i okazało się, że chłopiec wstał bez niczyjej pomocy. Powiedziała mu, że skoro był w stanie sam wstać, może potrafiłby chodzić. Powiedziała, żeby wstał z wózka inwalidzkiego i spróbował. Zrobił to i zaczął chodzić po raz pierwszy od kilku lat.
Warto było robić reklamę
Na zgromadzeniu w czwartek po południu, które odbyło się na Torze Wyścigowym Greyville, było około 20000 ludzi. Brat Bosworth głosił na temat osobistego zbawienia. Tysiące ludzi powstało, by przez to pokazać, że pragną przyjąć Jezusa Chrystusa za swojego Zbawiciela i Pana.
Po wygłoszeniu poselstwa o osobistym zbawieniu, brat Bosworth głosił kilka minut na temat prawd Boskiego uzdrowienia. Potem pomodlił się za ludźmi i zachęcał ich do tego, by rościli sobie prawo do uzdrowienia, które Chrystus wykupił, kiedy zapłacił karę za grzech. W ciągu kilku minut 5 osób – wszyscy ci ludzie nie mogli przez wiele lat chodzić – wyszło do przodu i złożyło świadectwo o swym uzdrowieniu. Były to między innymi dzieci, które jeszcze nigdy nie potrafiły dobrze chodzić, a także pani, która przez 5 lat była w wózku inwalidzkim.
Część członków Brygady Pogotowia Ratunkowego św. Jana, którzy dobrowolnie zaproponowali swą pomoc
Misjonarz, pastor Brown opowiadał, że zaraz przed nim siedziało 4 głuchoniemych. Niczego na nabożeństwie nie słyszeli, lecz kiedy ujrzeli, jak tych 5 osób wstało ze swych wózków i zaczęło chodzić – część zupełnie normalnie, inni natomiast z trudem robili kroki, lecz wierzyli, że Bóg im da zupełne wyzwolenie – musieli sobie uświadomić, że Bóg uzdrawia ludzi i że nadszedł czas, by oni zażądali swego uzdrowienia. Do jakiegokolwiek jednak doszli wniosku, kiedy tam siedzieli i widzieli, co czyni Bóg – Bóg przywrócił im słuch. Po raz pierwszy w życiu słyszeli dźwięki. Pastor Brown opowiadał mi, że jeszcze nie widział tak szczęśliwych ludzi jak tych 4 mężczyzn, kiedy zdali sobie sprawę z tego, że słyszą.
W piątek brat Branham udał się do miasta, by kupić sobie kapcie. Kiedy wchodził do sklepu obuwniczego Cuthberta, podszedł do niego duchowny, który go rozpoznał. Duchowny ten wskazał mu na człowieka, który właśnie wychodził ze sklepu. Przyszedł tu i kupił sobie pierwsze buty od 20 lat. Miał tak zdeformowane stopy, że nie mógł nosić butów. Tu w Durbanie, podczas pierwszego wieczornego zgromadzenia, kiedy brat Branham modlił się za wszystkimi ludźmi, ten człowiek otrzymał swoje uzdrowienie i miał teraz normalne stopy.
Wspominałem już o ludziach, którzy opowiadali nam, że widzieli na platformie wraz z bratem Branhamem anioła Pańskiego. Kiedy byliśmy w Durbanie, otrzymałem list, którego fragment chciałbym tutaj przytoczyć:
„Modliłem się przez pewien czas, żeby Bóg pozwolił mi zobaczyć anioła Pańskiego, kiedy brat Branham był w Durbanie. W czwartek wieczorem, 22 listopada, byłem na tym wielkim zgromadzeniu, przeprowadzonym specjalnie dla nie-Europejczyków na Stadionie Wyścigowym Greyville. Kiedy brat Branham był na platformie przez krótką chwilę, zauważyłem nagle wyraźne zarysy innego mężczyzny stojącego zaraz za bratem Branhamem. Kontury te przybrały kształt jasnego światła. Człowiek ten był o wiele wyższej postawy niż brat Branham. Chciałem się upewnić, że to nie jest wyobraźnia umysłu, dlatego celowo utkwiłem wzrok w bracie Branhamie. Ten drugi kształt ukazał mi się 3 razy. Poza tym, kiedy brat Branham podniósł rękę w czasie głoszenia, miałem również możliwość zobaczyć ciekłą substancję przypominającą z wyglądu fosfor (bardzo jasną), która ciekła mu z ręki i z ramienia. Byłem zadowolony, że Bóg odpowiedział na moje modlitwy. Chwała Bogu za brata Branhama, proroka posłanego przez Boga”.
O. C.
Ostatnim dniem, który spędziliśmy w Durbanie, była niedziela, 25 listopada – dzień, którego nigdy nie zapomnimy. Data ta powinna być zapisana w kalendarzu czerwonymi literami, był to bowiem pamiętny dzień dla tysięcy ludzi z tego miasta i jego okolic, a także dla wszystkich członków Misji Branhama.
Zajęcia tego dnia rozpoczęły się o 6 rano, kiedy odźwierni zameldowali się do pracy na torze wyścigowym Greyville. Ludzie gromadzili się pod bramą już od 4 rano i kiedy przyszli odźwierni, zastali tam tak wielką ilość ludzi, że pokierowanie nimi było trudnym zadaniem. Podczas dnia pełniło tu służbę 75 funkcjonariuszy Policji, którzy także zwrócili się o pomoc przy kierowaniu tłumami, wzywając Czynne Siły Cywilne. Jak już wspomniałem, Południowoafrykańska Policja okazała się uprzejma, sprawna, miła i uczynna.
Na porannym nabożeństwie usługiwał brat F. F. Bosworth, starszy usługi Boskiego uzdrowienia. Kiedy przybył na miejsce, zobaczył największy tłum ludzi zgromadzonych na religijnym nabożeństwie w swojej 40-kilkuletniej usłudze. Wygłosił tym ludziom natchnione przez Boga poselstwo na temat prawd Boskiego uzdrowienia, przybliżał także ludziom zrozumienie daru, który Bóg dał Williamowi Branhamowi. Sukces zgromadzeń był w wielkiej mierze rezultatem fundamentu położonego przez umiejętną usługę F. F. Boswortha w sercach i umysłach ludzi, odnośnie Biblijnych prawd Boskiego uzdrowienia oraz niezwykłego daru działającego przez brata Williama Branhama.
Dwóch spośród 75 funkcjonariuszy Południowo-afrykańskiej Policji, którzy kierowali tłumami na Torze Wyścigowym Greyville.
Po podzieleniu się Biblijnymi instrukcjami na ten temat, poprosił, by kilka osób przyszło na platformę dla zademonstrowania tego, czego nauczał. Poprosił ludzi, którzy przeszli radykalną operację wycięcia wyrostka sutkowatego w jednym uchu. Drugie ucho musiało być zdrowe, żeby dana osoba słyszała Słowo Boże, i słysząc Je, otrzymała wiarę. „Wiara przychodzi przez słuchanie, a słuchanie przez Słowo Boże”, Rzym. 10, 17. Aby mieć wiarę, musi być coś, w co można ją mieć. Po zbadaniu słuchu pierwszych trzech przypadków osób, za którymi modlił się brat Bosworth, okazało się, że każda z tych osób słyszy przedtem głuchym uchem. Ludzie ci otrzymali nowy bębenek uszny dzięki twórczej mocy Boga. Kiedy skończył się modlić za czwartą osobę, w ten sam sposób sprawdziliśmy słuch tego człowieka, lecz okazało się, że on nie słyszy. Stwierdziliśmy, że ten człowiek nie słyszał poselstwa ani Bożych obietnic i dlatego nie miał wiary. Był to pokaz demonstrujący wagę słuchania i wiary w Słowo.
Zanim brat Branham przybył na popołudniowe nabożeństwo, brat Ern Baxter wygłosił poselstwo, w swoim łatwo zrozumiałym aczkolwiek elokwentnym stylu, wyjaśniając wspaniały Boży plan osobistego zbawienia. Podkreślił fakt, że zbawienie to zostało kupione za wielką cenę, jeśli więc ktoś chce otrzymać pełne korzyści z tego płynące, musi oddać Bogu swe życie, tak samo jak Chrystus oddał swe życie za niego. Potem poprosił, by powstali ci, którzy chcą stać się chrześcijanami. Powstały tysiące ludzi. Wszędzie ludzie wstawali. Zarówno w sekcji dla Europejczyków, jak i dla nie-Europejczyków ludzie przejawili wielkie pragnienie przyjęcia Jezusa Chrystusa za swojego Zbawiciela i Pana. Brat Baxter odwrócił się do nas, siedzących na platformie, jakby chciał powiedzieć: „Oni musieli mnie źle zrozumieć. To niemożliwe, żeby te całe tysiące ludzi pragnęły się stać chrześcijanami”. Kiedy wyjaśnił ludziom wagę ich kroku, poprosił, by pragnący stać się chrześcijanami pomachali ręką. Czegoś takiego jeszcze nie widzieliśmy. Podczas 3 nabożeństw, jakie odbyły się w tamtym dniu, według oceny miejscowych pastorów ponad 30 000 ludzi powstało na znak, że chcą przyjąć Jezusa Chrystusa za swojego Pana i Zbawiciela.
Zanim rozpoczęło się popołudniowe nabożeństwo, nadchodziły świadectwa uzdrowionych ludzi na nabożeństwie porannym. W tamtym dniu w Durbanie wydarzyło się tak wiele niewątpliwych uzdrowień, że nie sposób o nich wszystkich opowiedzieć. Kiedy brat Branham oglądał wizje uzdrowień, wskazywał na tych ludzi i mówił im, że zostali uzdrowieni. Byli tacy, którzy wstawali z wózków inwalidzkich i zaczynali chodzić, niektórzy po raz pierwszy od wielu lat. Byli też głuchoniemi, którzy wydawali głosem dźwięki i uśmiechali się, bo słyszeli pierwszy raz w swoim życiu. Były też małe dzieci, które tego wszystkiego nie rozumiały, ale teraz potrafiły chodzić jak nigdy przedtem.
Naprawdę był to w Durbanie wielki dzień duchowego przebudzenia. Według szacunków Policji, 55-60 000 ludzi przybyło, by słuchać Ewangelii, poza 15000 tych, którzy nie mogli dostać się do środka z powodu braku miejsca na największym i najwspanialszym torze wyścigowym Południowej Afryki. Bóg mówił do serc tysięcy i spowodował, że wyszli z domów, by słuchać Ewangelii i otrzymać uzdrowienie ciała i duszy.
WYCINKI PRASOWE Z „NATAL MERCURY” DOTYCZĄCE ZGROMADZEŃ W DURBANIE
KOBIETA PRZYKUTA DO ŁÓŻKA CHOROBĄ ZACZYNA CHODZIĆ NA POLECENIE EWANGELISTY
Mieszkająca w Durbanie kobieta, która przez ostatnie 10 miesięcy była obłożnie chora, wstała wczoraj wieczorem ze składanego łóżka w miejskiej sali miasta Durban, dokąd przywieziono ją, by słuchała kazania amerykańskiego ewangelisty Wieleb. Williama Branhama, i powiedziała: „Czuję się, jakbym miała 2 lata”.
Wielebny pan Branham, kiedy przez scenę przeszedł już szereg osób, by otrzymać Boże błogosławieństwo, zwrócił się nagle do pani J. A. Naude, mieszkającej na Blythswood Road, i powiedział: „Pani cierpiała z powodu choroby wewnętrznej, lecz teraz jest pani uzdrowiona – proszę wstać z tego łóżka”.
Pani Naude natychmiast wstała, trochę się zachwiała, a następnie przeszła do końca łóżka, gdzie znajdował się jej zaskoczony mąż i córka.
Pan Naude powiedział dziennikarzowi „Merkurego”, że szereg lekarzy próbowało leczyć jego żonę, lecz wszyscy w końcu powiedzieli, że nie można jej w żaden sposób pomóc. Wydał wszystkie swoje oszczędności na jej leczenie.
Pani J. A. Naude, z Blythswood Road, Durban, została przyniesiona do sali miejskiej miasta Durban na tych noszach, które teraz trzyma. Złożyła je i zabrała po tym, kiedy amerykański ewangelista Wiel. William Branham powiedział jej wczoraj wieczorem, że jest uzdrowiona po 10 miesiącach przykucia do łóżka z powodu wewnętrznej choroby.
USŁYSZAŁA, ŻE JEST UZDROWIONA
Innej kobiecie z Sydenham, która przyznała, że ma raka i zostało jej niewiele życia, Wieleb. pan Branham powiedział, że została uzdrowiona.
Najpierw ewangelista rozpoznał jej chorobę – kiedy ona potwierdziła, że się zupełnie nie znają i potem on wziął jej dłoń w swoją i pokazał jej, że jej choroba przejawiła się na jego ręce, która spuchła.
Powiedział jej, że jeśli jej choroba będzie możliwa do wyleczenia, jego ręka stanie się normalna. Zapanowała ogromna cisza, kiedy Wieleb. pan Branham modlił się gorliwie przez kilka minut a kobieta zamknęła oczy. Kiedy oboje popatrzyli na jego rękę – była normalna. Kobieta zeszła ze sceny szlochając z powodu doznanego uczucia ulgi.
Innemu młodemu mężczyźnie ewangelista powiedział, że został uzdrowiony z gruźlicy. Człowiek ten przyznał, że po otrzymaniu błogosławieństwa ewangelisty, poczuł się o wiele lepiej.
Sala miejska była nabita, a jeszcze tysiące ludzi stało na zewnątrz w ulewnym deszczu i słuchało zgromadzenia transmitowanego przez system nagłaśniający.
Ludzie przychodzili piechotą, przynoszono ich na noszach, przywożono na inwalidzkich wózkach. Byli wśród nich ślepi, kalecy, nawet chorzy psychicznie – a wszyscy żywili nadzieję, że stanie się jakiś cud.
Pani J. A. Naude, mieszkająca w Durbanie na Blythswood Road, spędziła wczoraj spokojny dzień, głównie odpoczywając, po swoim uzdrowieniu w środę wieczorem dzięki Wiel. Williamowi Branhamowi. Po 10 miesiącach przykucia do łóżka z powodu choroby, on nakazał jej wstać ze składanego łóżka i zacząć chodzić. Kiedy fotoreporter „Merkurego” odwiedził wczoraj dom państwa Naude, zastał panią Naude przy układaniu bukietu kwiatów, gdy jej 9 – letnia córeczka Ania przyglądała się radosna z powodu powrotu mamusi do zdrowia.
TROSKLIWI KREWNI
Pielęgniarki, pracownicy pogotowia ratunkowego i troskliwi krewni służyli swym podopiecznym w czasie czterogodzinnego nabożeństwa.
Na całej sali, w miarę wzrostu atmosfery napięcia, kobiety, a nawet niektórzy mężczyźni nie wytrzymywali i wybuchali płaczem.
Wczoraj wcześnie rano ludzie stali na zewnątrz w kolejce w nadziei na zdobycie miejsca w środku. Po południu odbyło się zgromadzenie, na którym głównym mówcą był Wieleb. W. J. Ern Baxter, który również usługiwał jako główny kaznodzieja na zgromadzeniu wieczornym.
Mieszkanka Durbanu, która nie chodziła od 4 miesięcy, usłyszawszy ciche słowa Wiel. Williama Branhama: „Modliłem się o panią. Niech pani idzie – jest pani uzdrowiona”, podniosła się wczoraj wieczorem z opatrunku gipsowego kręgosłupa i, podtrzymywana przez pomoc innych, przeszła chwiejnym krokiem przez scenę miejskiej sali. Kobieta ta – pani M. M. van Niekerk, z Wentworth – od 4 miesięcy była w szpitalu z powodu gruźlicy kręgosłupa.
Miejska sala była nabita, a ludzie nie mieszczący się w sali, w ilości około 3000, wypełnili tłumnie ogrody miejskie, by słuchać słów pana Branhama przez głośniki.
Pewien starszy człowiek na widowni, u którego pan Branham rozpoznał artretyzm, otrzymał od niego polecenie powstania na nogi. Kiedy to uczynił, przestał czuć ból, który czuł do tej pory.
„Ta pani, która siedzi obok pana – kontynuował pan Branham – jest pańską żoną. A pani także cierpi na artretyzm. Proszę wstać – jest pani uzdrowiona”.
Inna kobieta, pani E. Raath, z Fynnland, udała się w pośpiechu w kierunku sceny z ośmioletnią dziewczynką, która, jak twierdzi, miała zeza. Jej oczy stały się całkiem proste.
Dziesiątki osób, o których twierdzi się, że lekarze stracili nadzieję na ich uratowanie, wspinało się na scenę, by oświadczyć, że już nie są chorzy. „Straciłem pracę, bo zachorowałem na gruźlicę – powiedział ktoś – od jutra zaczynam szukać pracy”.
Wycinek z „Natal Mercury” z piątku, dnia 23. 11. 1951 r.
KALECY WSTAJĄ Z WÓZKÓW INWALIDZKICH I ZACZYNAJĄ CHODZIĆ.
Z kręgosłupem w opatrunku gipsowym wstaje na słowa ewangelisty
Sceny masowych uzdrowień ludzi kalekich i leżących na noszach, którzy wstawali z wózków inwalidzkich i składanych łóżek i zaczynali chodzić – towarzyszyły modlitwie amerykańskiego ewangelisty, Wieleb. Williama Branhama, na oczach wielu tysięcy ludzi zgromadzonych zeszłego wieczora na Torze Wyścigowym Greyville w Durbanie.
Pan Branham, który nawoływał wszystkich kalekich, chorych, głuchych i niemych ludzi do przyjęcia uzdrowienia, szlochał, kiedy dwie osoby podtrzymywały go i odprowadzały z platformy.
Po jego apelu pewien mały chłopiec, siedzący na inwalidzkim wózku, stanął niepewnie na nogi i podtrzymywany przez dwóch mężczyzn ruszył w kierunku platformy. Jedna osoba za drugą ruszyła za nim, tworząc potężny tłum ludzi, posuwających się jak fala do przodu. Kalekie kobiety i dzieci odrzucały swoje kule i aparaty ortopedyczne. Matki płakały na widok swych dzieci robiących kilka kroków, dla niektórych pierwszych w ich życiu.
Pewien krajowiec pobiegł do przodu ze swym synem, który, jak powiedział, miał wykrzywioną stopę i ciało. „Wybuchłem płaczem – mówił dziennikarzowi „Natal Mercury” – kiedy zobaczyłem, że stopa mego syna jest prosta; była prosta. On jest zdrowy”.
Hinduski chłopiec podszedł do sceny i złożył tam swoje kule i aparat ortopedyczny. Przeszedł tam i z powrotem po schodach. Pewna hinduska dziewczyna ze zniekształconą stopą podniosła do góry swój zrzucony but ortopedyczny.
Pewną hinduską dziewczynę, chorą na gruźlicę i zapalenie opon mózgowych, wypuszczono wczoraj rano ze szpitala, by mogła być na zgromadzeniu. Miała wrócić do szpitala, ale już tam nie wróciła, bo odeszła z rodzicami ze zgromadzenia, jak twierdziła, uzdrowiona.
Pewna osoba – chora na raka, nie chodzącą już od 9 miesięcy, którą przyniesiono na nabożeństwo na noszach – wstała za namową pana Branhama i sama wyniosła swoje nosze. Pewien Hindus, który przez 7 miesięcy miał zablokowaną kostkę, powiedział dziennikarzowi „Natal Mercury”, że został uzdrowiony. Po południu przyszedł, jak twierdzi, mając kostkę sztywną i nieruchomą. Teraz mógł z łatwością nią poruszać.
Ludzie modlili się nad leżącymi na noszach pacjentami, którzy nie zostali uzdrowieni. Modlili się i usilnie nakłaniali kalekie osoby do chodzenia a chorych do przyjęcia uzdrowienia. Z drugiej strony mnóstwo ludzi, najczęściej nie-Europejczyków, szło tłumnie w kierunku platformy, by złożyć świadectwo, że zostali uzdrowieni.
Z tyłu stały o kulach małe dziewczęta-tubylki, ludzie z wykrzywionymi ciałami – ciesząc się z uzdrowienia innych, jednocześnie płacząc jednak, bo sami takiego szczęścia nie mieli.
Wcześniej pan Branham zajmował się siedemnastoletnim hinduskim chłopcem, od urodzenia głuchoniemym. Kiedy klasnął w ręce, chłopiec się uśmiechnął. Pierwszymi słowami, które wyszły z jego ust, były „mama” i „tata”.
„JESTEM UZDROWIONY”
Pan E. C. Dennis (45 lat), mieszkający na ulicy Kwiatowej 365 a, w Clairwood, stanął na platformie w Greyville i zatkał sobie lewe ucho. Od siódmego roku życia nie słyszał na prawe ucho.
Inny ewangelista, Wiel. F. F. Bosworth, zaczął mówić mu szeptem do prawego ucha, a pan Dennis powtórzył tę kombinację cyfr przez mikrofon. Zgromadzone tłumy ludzi, składające się w większej części z krajowców i Hindusów, zaczęły wznosić okrzyki radości, kiedy usłyszały, jak on powiedział: „Jestem uzdrowiony”.
W styczniowo-marcowym wydaniu „Chorążego”, czasopisma wydawanego w Durbanie, znajdujemy relacje trzech miejscowych pastorów. Sprawozdania te nie tylko ukazują bardzo dobrze, jak wyglądały zgromadzenia w Durbanie, lecz także jak ogólnie wyglądała cała kampania.
WIELKIE NAWIEDZENIE POŁUDNIOWEJ AFRYKI
Pastor A. H. Cooper Przewodniczący Komitetu Branhama w mieście Durban
Kiedy 4 października Wiel. William Branham i jego współpracownicy: Wiel. W. J. Ern Baxter i Wiel. F. F. Bosworth zaczynali swe nabożeństwa Kampanii Boskiego Uzdrowienia w Południowej Afryce, nie wielu przewidywało, jaki wstrząs wywoła ich usługa. Naprawdę Pan uczynił daleko więcej ponad to wszystko, o co prosimy albo o czym myślimy.
Takich zgromadzeń jeszcze nigdy nie było w naszym kraju. Nigdy przedtem życie tak wielu ludzi nie zostało przybliżone do Boga lub przemienione w tak krótkim czasie. Nigdy nie oglądano takich przejawów zbawiającej i uzdrawiającej mocy Boga, i zgodnie z przekonaniem wielu, ich kampanie będą nadal mieć potężny duchowy wpływ w sposób nie dający się określić. We wszystkich kampaniach widoczna była nadprzyrodzona usługa. Notowanie wszystkich przypadków uzdrowień nie wchodziło w ogóle w rachubę, lecz wiele setek ludzi dożywało uzdrawiającej mocy Chrystusa i nadsyłało swoje świadectwa. Wielu ludzi dożyło uzdrowienia bez dotyku człowieka.
Widok części słuchaczy na zgromadzeniu w Durbanie, które pobiło wszelkie poprzednie rekordy pod względem ilości uczestniczących ludzi.
Każda kampania, na którą przychodziło wiele tysięcy ludzi, daleko przerosła największe oczekiwania ludzi poszczególnych odwiedzonych miast. Co wieczór na nabożeństwo w Johannesburgu, w Parku Maranatha, przychodziło 10 000 ludzi lub więcej. W każdym mieście największe sale okazywały się zupełnie niewystarczające, by pomieścić te masy zgromadzających się ludzi.
Sektor dla nie-Europejczyków na niedzielnym popołudniowym zgromadzeniu w Durbanie.
Dzień w dzień, setki mężczyzn i kobiet przyjmowało na kolejnych zgromadzeniach Chrystusa za swojego Pana i Zbawiciela na skutek wiernego i przebudzającego duszę kazania ewangelisty Baxtera, którego inspirujących poselstw do chrześcijan nigdy nie zapomnimy.
Nie zapomnimy także kosztownych lekcji tego apostoła wiary, Wiel. Boswortha, który odgrywał ważną rolę w każdej kampanii, tworząc i wzbudzając ufność w Największego Lekarza. Wielokrotnie przy jego usłudze widzieliśmy, jak były wypędzane nieme duchy i na nowo stwarzane bębenki uszne. Żadna choroba nie potrafiła nastraszyć czy zniechęcić entuzjastycznej wiary tego doświadczonego żołnierza. Pracował bez przestanku i bardzo go pokochaliśmy.
USŁUGA BRATA BRANHAMA
Dobrze ktoś powiedział, że czymś wyjątkowym w usłudze Brata Branhama jest zdumiewający dar, dzięki któremu potrafi on odkryć i rozeznać choroby ludzi. Ta manifestacja jest stuprocentowo doskonała. Jest to rzecz, która ciągle człowieka zadziwia, ponieważ brat Branham, przez Ducha Bożego, jest w stanie dostrzec bezbłędnie w przeciągu sekund to, co czasami możliwe jest dopiero po tygodniach obserwacji w klinice. To potężny znak, potwierdzający, że Bóg nawiedza swój lud.
Jeszcze większą, jeszcze bardziej wyjątkową i nowszą manifestacją w usłudze brata Branhama jest dar rozeznawania i mowy wiedzy, dzięki któremu potrafi będąc pod namaszczeniem natychmiast powiedzieć ludziom tajemnice ich serc. Czasem są to grzechy zakryte przez ludzi, które nie są wyznane, i to one właśnie powstrzymują ich od otrzymania uzdrowienia. Ta zdumiewająca zdolność rozeznania, kiedyś zamanifestowana w usłudze Chrystusa i Elizeusza, jest czymś głębokim, wyjątkowym i chwalebnym; kiedy brat Branham się posługuje tym darem, w zgromadzeniu zapanowuje wzniosła atmosfera, i przenosi to naprawdę oglądających to ludzi w Biblijne czasy cudów.
Nie przypisując sobie żadnej uzdrawiającej mocy, ani razu nie zapomniał pokierować ludzi do Pana Jezusa. Na tych nabożeństwach byli obecni kaznodzieje z różnych denominacji – niektórzy wierzyli i byli bardzo pobłogosławieni, inni natomiast nie wierzyli i teraz się temu przeciwstawiają.
HISTORYCZNA KAMPANIA W DURBANIE
Do historii Kościoła przejdzie ostatni dzień kampanii, w którym około 45 000 Hindusów, tubylców i Europejczyków zgromadziło się razem na popołudniowe nabożeństwo na Torze Wyścigowym. Według obliczeń niektórych ludzi było ich o wiele więcej. Bramy zostały zamknięte na długo przed rozpoczęciem zgromadzenia i tysiące ludzi zostało na zewnątrz na ulicach. Na porannym nabożeństwie było około 25 000 ludzi, a na wieczornym 23 000 – według bardzo ostrożnych oszacowań prasy. I te oszołamiające liczby znosiły – przez wiele godzin – najbardziej uciążliwą spiekotę, następnie huraganowe wiatry, a potem deszcz. Nigdy, nigdy ci, którzy mieli możliwość być na tych nabożeństwach, nie zapomną tego napawającego nabożną czcią widoku ani późniejszych rezultatów tych wysiłków.
Wpływ tych pięciu cudownych dni zgromadzeń w Durbanie odczuły tysiące mężczyzn i kobiet wszystkich warstw społecznych. Południowa Afryka czegoś takiego nie znała.
Nabożeństwa wyłącznie dla ludności europejskiej przeprowadzano w Hali Miejskiej. Była ona szczelnie wypełniona. Liczba zgromadzonych sięgała co najmniej 4000 osób, a wiele setek ludzi stało na zewnątrz i słuchało przez głośniki. Pomimo deszczu wielu z nich zostawało aż do końca zgromadzenia i z podniesionymi rękami dołączali się do wielkiej ilości tych wewnątrz, którzy przyjęli Chrystusa za swojego Pana i Zbawiciela.
Chwała Bogu na wysokościach. Żaden pisarz nie potrafiłby wyrazić wdzięczności tysięcy ludzi, którzy doprowadzeni zostali do Chrystusa podczas tej kampanii i innych.
MASOWE UZDROWIENIA
Jedną z zadziwiających osobliwości tych kampanii były masowe uzdrowienia. Często brat Branham nawoływał ludzi, by wkładali jeden na drugiego ręce w potężnym imieniu Jezusa i żądali wyzwolenia dla chorych na ciele. Jego gorliwe modlitwy, którymi się potem modlił, mocno pobudzały ludzi do wiary w Boga. Ludzie byli natychmiast uzdrawiani z różnych chorób i dolegliwości – głusi słyszeli, chromi chodzili a ślepi widzieli. Coś zdumiewającego!
Równie cudowne jest to, że te niezwykłe uzdrowienia dzieją się ciągle – zgodnie ze świadectwami, które autor tego artykułu otrzymuje codziennie. Wszelką cześć, chwałę i uwielbienie pokornie oddajemy naszemu zmartwychwstałemu Panu i Zbawicielowi.
„Tylko wierz, tylko wierz, wszystko możliwym jest, tylko wierz” było myślą przewodnią każdej kampanii i choć 1900 lat minęło od czasu, kiedy te słowa wypowiedział Chrystus, który umarł na Golgocie – niezliczone tysiące ludzi w Południowej Afryce uświadomiły sobie, że są one dzisiaj tak samo prawdziwe jak wtedy, kiedy zostały wypowiedziane po raz pierwszy.
Hinduski chłopiec, mający jedną nogę krótszą i sparaliżowaną, siedząc wśród słuchaczy, został w jednej chwili uzdrowiony.
KAMPANIA BRANHAMA W DURBANIE
E Pastor John F. Wooderson
„Dlatego żeś nie poznało czasu nawiedzenia swego… Wasz dom pusty wam zostanie…” Głosząc do mego zgromadzenia na temat przytoczonego tekstu Pisma, dwa tygodnie przed rozpoczęciem się Uzdrowieniowej Kampanii Branhama w Durbanie, odczułem, że Duch Święty przymusił mnie do wypowiedzenia następującej uwagi: „Niebawem przeżyjemy moim zdaniem nadprzyrodzone nawiedzenie Wszechmogącego Boga w naszym mieście. Niechby nie zostało o was powiedziane: ,Nie poznałeś dnia swego nawiedzenia…’ Stańcie tam, gdzie jest błogosławieństwo! I jeśli Bóg postanowi posłużyć się wami w czasie następnych paru dni, oddajcie Mu się całkowicie do dyspozycji”.
Wizyta brata Branhama i jego współpracowników: brata Baxtera i brata Boswortha naprawdę okazała się dla naszego pięknego miasta czasem Bożego nawiedzenia. Choć było to TYLKO PIĘĆ DNI, o tych pięciu dniach nie zapomni nigdy wiele tysięcy mężczyzn i kobiet. Nawet częściowa ocena tego, co zostało w tym krótkim czasie osiągnięte, jest niemożliwa. Reasumując – miasto nasze przeżyło największy duchowy przewrót w całej swojej historii.
Mimo sporych i trwających wiele tygodni przygotowań do tych zgromadzeń – rozklejonych po całym mieście wielkich plakatów, reklamujących transparentów na samochodach – jednak dopiero kiedy w Hali Miejskiej w środę wieczorem, 21 listopada, odbyło się pierwsze nabożeństwo, mieszkańcy Durbanu uzmysłowili sobie, że dzieje się coś niezwykłego. Wypełniona po brzegi Miejska Hala z tłumami na zewnątrz nie mogącymi dostać się na religijne nabożeństwo – i to w środku tygodnia po południu – było to coś zupełnie bezprecedensowego. Rozniosło się to jak ogień po suchym stepie! Tego wieczora oprócz około 4000 ludzi wewnątrz sali, według oceny prasy około 2000 ludzi stało na zewnątrz i słuchało nabożeństwa przez system nagłaśniający. I choć tego właśnie wieczora przez Durban przeszła wyjątkowa burza z wyładowaniami atmosferycznymi, wielu ludzi stało nadal w ulewnym deszczu, uchwyceni mocą Bożego Słowa, którym usługiwał ewangelista W. J. Ern Baxter. Lecz to był tylko początek! I trudno opisać to, co nastąpiło potem! Potwierdzenie Bożego Słowa przez znaki i cuda, podczas modlitwy za chorych na tym pierwszym nabożeństwie, wywołało poruszenie podobne do tego, jakie miało miejsce w ziemskiej usłudze Pana Jezusa.
Te „specjalne” autobusy czekają na tłumy, które odwiozą z toru wyścigowego do domów. Wielkie miasto Durban, posiadające wielką flotę miejskich i prywatnych autobusów, nie potrafiło zapewnić wystarczającej ich ilości.
Od początku wszystkim było jasne, że większy nacisk kładziono na sprawę zbawienia duszy. „Możesz wejść do Nieba z chorym ciałem, lecz nie dostaniesz się tam z chorą duszą” – mówił Boży sługa swoim potężnym, przyciągającym uwagę i przekonywującym sposobem podawania Prawdy. I bez względu na społeczny stan, wyznanie czy kolor skóry, mężczyźni i kobiety uświadamiali sobie, że jest tylko JEDNA droga, i to jest BOŻA DROGA – przez wiarę w Pana Jezusa Chrystusa – przez którą mogą zostać zbawieni. Nic więc dziwnego, że kiedy potem dano tylko możliwość podjęcia decyzji życia dla Chrystusa, za każdym razem powstawały tłumy ludzi wyciągających ręce, by otrzymać kartę podjęcia decyzji. Jakże potężnie działał Duch Boży, sięgając w głąb dusz ludzi! Wielu świadczyło, że choć przyszli na nabożeństwo z potrzebami fizycznymi, prawie zupełnie o nich zapomnieli, kiedy uświadomili sobie swój grzech i winę. BYŁ TAM BÓG, i ONI O TYM WIEDZIELI! Skontaktowałem się osobiście z tak wielką ilością osób, które są teraz „nowymi stworzeniami w Jezusie Chrystusie”, że nie potrafię ich wszystkich zapamiętać – osób chwalebnie nawróconych i znowuzrodzonych z Ducha Bożego. Na ulicy zatrzymał mnie raz pewien wydawca gazety i powiedział: „Panie Wooderson, mój brat, który był twardym poganinem, doznał cudownej przemiany. Nie mogę ochłonąć ze zdumienia nad tym, i choćby pan Branham przyjechał do naszego miasta tylko po to, by to się z moim bratem stało – warto było to zrobić”. I TA FAZA KAMPANII BRANHAMA wywołała w nas głęboką wdzięczność Bogu za to, że odwiedzili nas Jego słudzy.
Ale czy właśnie NADPRZYRODZONA USŁUGA dana w dzisiejszych dniach ludziom przez Boga nie jest najbardziej dynamicznym czynnikiem i przekonywującą siłą dla duchowego rozbudzenia krajów świata? Czy nie jest to Boża odpowiedź dla wieku apatii, niewiary i sceptycyzmu? w honorowanej przez Boga usłudze brata Branhama byliśmy świadkami najbardziej zdumiewających scen. Niemożliwym było nie wspomnieć dni Nowego Testamentu. Chorzy ludzie przybywali zewsząd, z najprzeróżniejszymi chorobami; o kulach, na wózkach inwalidzkich, na noszach. Ten niezwykły dar, który posiada Boży sługa, który przejawiał się, kiedy on rozpoznawał choroby mężczyzn i kobiet, wraz z jego wielką pokorą i przepełniającym jego serce współczuciem do cierpiącej ludzkości – wszystko to stanowi przekonywujący dowód, że jest to „MĄŻ POSŁANY PRZEZ BOGA”. Nigdy nie zapomnimy modlitw, które wychodziły z głębi jego duszy, kiedy wołał do Boga, by „okazał miłosierdzie tym biednym ludziom i UZDROWIŁ ICH”. A kiedy się pomodlił, przychodziła odpowiedź! Wszędzie wśród tych ogromnych zgromadzonych tłumów mężczyzni i kobiety zostawali wyzwalani w swych ciałach z mocy szatana. Wykrzywione kończyny zostawały wyprostowane, ślepi widzieli, głusi słyszeli. Raki, guzy, dolegliwości serca zostawały uzdrawiane w imieniu Jezusa. Brat Branham wiernie kierował swe wielkie audytoria do jedynego źródła uzdrowienia i nigdy nie omieszkał zdyskredytować myśli jakoby on posiadał jakąś zdolność uzdrawiania.
Konstruktywne lekcje brata Boswortha na temat Boskiego uzdrowienia – brata, którego uważamy za pioniera nadprzyrodzonej usługi w XX wieku, były dla wielu ludzi inspiracją i budowały ich wiarę. Jego nieustraszona wiara w modlitwie za głuchoniemych i jej rezultaty stały się dla wielu pobudką do ufności Bogu w sprawie ich uzdrowienia.
Niedziela, 25 listopada, ostatni dzień kampanii, przeszedł do historii Durbanu. To, czego ludzie byli świadkami, przerosło całkowicie oczekiwania wszystkich. Na stadionie Toru Wyścigowego Greyville (udostępnionym nam uprzejmie od 22 – 25 listopada) odbyły się największe w historii międzynarodowe nabożeństwa. Według ostrożnych szacunków dyrekcji Toru Wyścigowego było tam około 40 000 ludzi! Liczba ta nie zawiera tysięcy ludzi stojących na zewnątrz, którzy nie mogli dostać się do środka. Wiele tysięcy Hindusów i tubylców stało przez cały dzień od grubo przed 5 rano w wystawiających na największą próbę warunkach pogodowych: w nadmiernej spiekocie rano, gwałtownych porywach wiatru po południu i w deszczu wieczorem. Lecz żywioły te nie przeszkodziły ani im, ani wielu tysiącom Europejczyków. Przez cały dzień w tym całym ogromnym zgromadzeniu ludzi Bóg uzdrawiał chorych. W bardzo oddalonej sekcji dla tubylców, skąd brata Branhama nawet ledwo było widać, działy się najbardziej zdumiewające cuda, jak przekazywano nam w relacjach. W wietrze i deszczu ludzie z niesłabnącym zainteresowaniem słuchali poruszającej duszę usługi Bożych sług. Coś takiego mogło być jedynie wynikiem POTĘŻNEGO NAWIEDZENIA BOGA w NASZYM MIEŚCIE! Jeszcze nie słyszano takiego śpiewu, jaki się wszędzie rozlegał, kiedy brat Baxter prowadził to olbrzymie zgromadzenie w swoim pięknym wykonaniu dobrze znanego refrenu: Jezus, Jezus, Jezus, Najsłodsze imię, jakie znam; Zaspokaja me wszystkie pragnienia, Mą drogę napełnia nieustannie pieśnią”. O tym, co wydarzyło się w tym nie mającym sobie równego pamiętnym dniu, dowiemy się dopiero z niebieskich kronik. Tysiące ludzi przyjęło Chrystusa za swojego Zbawiciela, dając temu wyraz przez podniesienie ręki, a masy ludzi przyjęły uzdrowienie dla swych ciał. Odśpiewanie starego hymnu: „Pozostań ze mną, zapada szybko wieczór,” było punktem kulminacyjnym tego największego nabożeństwa w historii Południowej Afryki.
Następnego dnia zebraliśmy się na lotnisku z mieszanymi uczuciami. Kiedy brat Branham i jego misja mieli już wchodzić na pokład samolotu, przez głośniki przekazano im następującą wiadomość: „Uwaga, uwaga! Wiadomość do Wiel. Branhama, Wiel. Baxtera, Wiel. Boswortha i Billy Branhama! Komitet Branhama w mieście Durban, w imieniu mieszkańców tego miasta, pragnie wyrazić ich głęboką wdzięczność Bogu i wam, Jego sługom, za waszą wizytę w tym mieście i za błogosławieństwo przyniesione wielu tysiącom ludzi dzięki niej; i modli się, by Bóg udzielił Wam łaski do podróży i przyprowadził Was do nas z powrotem”. Kiedy zastanawiamy się raz jeszcze nad tym, jakie znaczenie naprawdę miała dla tego miasta wizyta Jego sług, uważamy, że powyższe, wypowiedziane przez nas, słowa są zupełnie niedostateczne.
Misja Branhama odleciała… LECZ TO DZIEŁO POSZŁO DALEJ! Jeszcze bardziej uświadomiliśmy sobie, co się stało w czasie tych 5 poprzednich dni. Całe miasto było poruszone! To Boże nawiedzenie miało potężny wpływ na każdą warstwę społeczeństwa. Wydawało się, że ludzie nie mają innych tematów w swych rozmowach. Mężczyźni i kobiety, którzy do tej pory nawet o Bogu nie pomyśleli, ani o tym, co On mówi, stawali się teraz ludźmi pragnącymi się o tym dowiedzieć. Z drugiej strony podniósł się głos krytyki, i jak zazwyczaj, nie starano się w ogóle skryć swych kpin i sceptycyzmu. Ale wraz z tą opozycją, zewsząd napływały jak rzeka świadectwa o otrzymanych fizycznych i duchowych błogosławieństwach… aż, tak jak w czasach Chrystusa, „nastąpiło rozdwojenie pomiędzy ludźmi”; jedni wierzyli, inni – nie. Niewierzący zawsze znajdzie coś dla poparcia swojej niewiary, lecz Pan Jezus Chrystus powiedział: „Wszystko możliwe jest dla wierzącego”. I kiedy tysiące ludzi śpiewało słowa tego bardzo lubianego refrenu: „Tylko wierz, tylko wierz, Wszystko możliwym jest, Tylko wierz”, WIELU wyciągało rękę wiary, „dotykało się kraju Jego szaty”, i zostawało uzdrowionych.
PIĘĆ DNI NIEZAPOMNIANEGO PRZEBUDZENIA
Pastor H. W. Oglivie
Chciałbym mieć lekkie pióro! Próbując opisać ostatnią Kampanię Uzdrowieniową Branhama, przeprowadzoną w Durbanie od 21 do 25 listopada 1951 roku, chciałoby się mieć do dyspozycji nadprzyrodzone słowa, by wyrazić tę nadprzyrodzoną usługę Pana między ludźmi. To szczególne Boże nawiedzenie, wraz ze zdumiewającymi rekordowymi tłumami, które zapełniły Halę Miejską i Tor Wyścigowy Greyville, uczyniło wizytę brata Branhama i jego współpracowników na zawsze niezapomnianą.
Ocenia się, że w niedzielę po południu na nabożeństwie było 50000 Hindusów, tubylców i ludności pochodzenia europejskiego – była to największa ilość ludzi, jaka kiedykolwiek zgromadziła się na religijne zebranie w Południowej Afryce. Grupa Przebudzeniowa przyznała, że jeszcze czegoś takiego nie widzieli. Wszędzie słyszało się takie wypowiedzi: „Bóg jest cudowny! To coś cudownego!” Miejska Hala była absolutnie za mała, nawet wraz z dodatkowymi miejscami siedzącymi. Dosłownie tysiące ludzi nie mogło się dostać do środka. Zainstalowano jednak nagłośnienie na użytek stojących na zewnątrz ludzi i wielce inspirującym było to, gdy zobaczyliśmy, jak tak wielu z nich podnosiło ręce, kiedy wzywano do podjęcia decyzji, by oddać swe życie Chrystusowi.
Miała miejsce wielka manifestacja Bożej uzdrawiającej mocy i wielu nieuleczalnie chorych zostało uzdrowionych bez wkładania na nich rąk; głusi otrzymywali słuch, kalecy zostawali uzdrowieni! Inni zdejmowali przyrządy ortopedyczne ze swoich nóg, a jeszcze inni trzymali w rękach swoje kule, chodząc tam i z powrotem, by pokazać wszystkim, że zostali uzdrowieni. Byli tacy, którzy cieszyli się nowymi bębenkami usznymi, które zostały stworzone i twierdzili, że słyszą nawet najcichszy szept. Potężna moc Boga przerasta naprawdę ludzkie pojęcie. Alleluja!
Tysiące ludzi z Durbanu i jego okolic, którzy byli na tych doniosłych nabożeństwach, już nigdy nie pozostanie takimi samymi. Potężne kazania brata Baxtera, przenikliwe nauczanie brata Boswortha oraz ognista usługa brata Branhama zmieniły życie wielu ludzi, złamały ich nieustępliwą wolę, przyprowadziły tych, którzy odeszli do świata, usuwały uprzedzenia, budziły wiarę i ufność w Boga i Jego Słowo. Wielu tych, którzy służyli grzechowi i szatanowi, służy teraz Panu. Wielu tych, którzy bluźnili imieniu Jezusa, wychwala Go teraz w swych pieśniach.
„Jezus, Jezus, Jezus,
Najsłodsze imię, jakie znam,
Zaspokaja me wszystkie pragnienia,
Mą drogę napełnia nieustannie pieśnią”.
Ogłoszenie w gazecie
Nagranie całej usługi uzdrowieniowej Williama Branhama (Człowieka posłanego przez Boga) zostanie odtworzone na nabożeństwie Boskiego uzdrowienia w Zborze Pełnej Ewangelii Wentworth (7 Brighton Road, Jacobs) dziś wieczorem (w niedzielę) o godz. 19.
Ci, którzy nie słyszeli Wiel. Branhama, mogą go usłyszeć. Przyjdź i posłuchaj potężnej modlitwy, która uzdrawiała chorych, błogosławiła dotkniętych nieszczęściem i przepędzała wszelkie zło. UWAGA: Na zakończenie zostanie przeprowadzona uzdrowieniowa usługa „wkładania rąk” (Jak. 5, 14) dla chorych w imieniu Jezusa.
PRZYJDŹ Z WIARĄ… ODEJDZIESZ Z UZDROWIENIEM!
Kiedy byliśmy w Południowej Afryce, wiele nabożeństw nagrywano na taśmy magnetofonowe. Te taśmy zostały u Sidney’a Smith’a, który wypożyczał je każdemu, kto chciał ich użyć dla europejskich czy nieeuropejskich zgromadzeń. Przytoczę teraz wyjątek z listu, który on do mnie posłał: „Przekazaliśmy wczoraj wieczorem pierwsze nagranie z usługi Branhama Zborowi Pełnej Ewangelii w Wentworth, i choć okropnie padało, był to chyba największy wieczór, jaki ten zbór przeżył. Te nagrane na taśmach nabożeństwa przypomniały ludziom, że choć brat Branham odleciał do Stanów, jego głos pozostał. Będą mogli przychodzić i słuchać tych potężnych modlitw, którymi brat Branham wstawiał się za chorymi, zarówno cieleśnie, jak i na duszy”.
Bardzo mała część tłumów zgromadzonych w niedzielę wieczorem.
Po zakończeniu zgromadzeń w Durbanie, William Branham, Ern Baxter i Billy Paul Branham polecieli do Salisbury w Południowej Rodezji, i przeprowadzili tam zgromadzenia 28 i 29 listopada. Relacje z tych zgromadzeń wskazują, że te dwa dni okazały się wielkim błogosławieństwem dla wielu tysięcy osób. Setki ludzi przybyło z różnych części Południowej i Północnej Rodezji – ludzi, którzy nie mogli uczestniczyć w zgromadzeniach w Południowej Afryce.
Tymczasem udałem się z bratem Bosworthem do Pretorii, gdzie on usługiwał ludziom, głosząc 3 a nawet 4 razy dziennie. Pretoria jest administracyjną stolicą Związku i odegrała ważną rolę w historii Południowej Afryki. Przed ponad stuleciem osiedlili się tam Burowie, którzy przybyli z Przylądka, wypierani przez nowych osadników z Europy. Niedaleko Pretorii stoi wielki i wspaniały pomnik znany jako Pomnik Pierwszych Przesiedleńców. Fryz tej pięknej marmurowej rzeźby opowiada historię Wędrówki z Kolonii na Przylądku.
Człowiek stoi przed tym pomnikiem pełen szacunku i zadumy, uświadamiając sobie, jak wielką cenę musieli zapłacić tamci pionierzy, otwierając wnętrze Południowej Afryki dla białej rasy. Zbudowano go na wzór ołtarzy budowanych w czasach Abrahama.
W swej wymowie przeprowadza paralelę między wyjściem Abrahama z Ur chaldejskiego a wyjściem pierwszych przesiedleńców, którzy opuścili Capetown i wyruszyli w poszukiwaniu nowego kraju. Żaden pomnik nie mógłby znaczyć dla ludzi danego kraju tyle, co ten pomnik dla Afrykanerów w Południowej Afryce.
Brat Branham, brat Baxter i Billy Paul wrócili z Salisbury akurat na wieczorne zgromadzenie w Pretorii w sobotę. Lokalny komitet poczynił wspaniałe przygotowania. Ludzie byli dobrze poinstruowani i z wiarą i oczekiwaniem słuchali pilnie poselstwa brata Baxtera, a potem brata Branhama.
Niedziela była kolejnym dniem, w którym wielu znalazło Chrystusa jako ich Zbawiciela i przyjęli fizyczne uzdrowienie, które stanowi część Chrystusowego Pojednania. Nasze zgromadzenia na terenach targowych w Pretorii zakończyły się w niedzielę wieczorem, 2 grudnia, blisko 10000-czną frekwencją.
Poniżej zamieszczamy relację brata Gschwenda na temat wpływu tych zgromadzeń na ludność rdzenną.
„Błogosław, duszo moja, Panu I wszystko, co we mnie, imieniu jego świętemu! On odpuszcza wszystkie winy twoje, Leczy wszystkie choroby twoje. On ratuje od zguby życie twoje; On wieńczy cię łaską i litością. On nasyca dobrem życie twoje, Tak iż odnawia się jak u orła młodość twoja”.
Psalm 103, 1-5
Z sercem pełnym wdzięczności świadczymy o błogosławieństwach otrzymanych dzięki usłudze Misji Branhama. Było to naprawdę Boże nawiedzenie, poprzez usługę Jego obdarowanych sług. Choć ich usługa dla ludności krajowej była ograniczona ich zobowiązaniami wobec europejskich społeczności, dziękujemy Bogu, że Jego moc nie była niczym ograniczona. Byliśmy prowadzeni do tego, by zacząć 28 listopada wielkie zgromadzenia namiotowe, na które od początku przychodziło imponująco wielu ludzi. Codziennie o 6 rano kilkaset mężczyzn i kobiet zbierało się na modlitwę. Na popołudniowe i wieczorne zgromadzenia przychodziły największe tłumy, jakie widzieliśmy kiedykolwiek w tej okolicy. Urosły one do ponad 6000 osób (choć według szacunków innych, liczba ich była o wiele wyższa). Rozbito cztery wielkie namioty, z których jeden był zajęty przez Hindusów i Koloredów z Pretorii.
Zaraz pierwszego popołudnia, w którym usługiwał brat Bosworth, Bóg pobłogosławił usługę swego wiernego sługi w nader szczególny sposób. Głoszone Słowo naprawdę znalazło dostęp do serc słuchaczy, rodząc w nich wiarę do uzdrowienia ich ciał przez Jezusa Chrystusa. Kiedy on pomodlił się za wielu chorych, między którymi byli też głuchoniemi – wszyscy zostali natychmiast uzdrowieni, z wyjątkiem jednego, który, jak mimo wszystko ufamy, może jeszcze zostać uzdrowiony. Coś takiego podniosło oczywiście wiarę słuchaczy do jeszcze wyższego poziomu. Następnie brat Bosworth przeszedł do modlitwy za wszystkich naraz, każąc ludziom położyć przez wiarę rękę na chorą część ciała, a kiedy ludzie dołączyli się do niego w modlitwie, Bóg w swojej cudownej łasce dotknął wielu chorych ciał i natychmiast tych ludzi uzdrowił.
Krajowi funkcjonariusze policji, którzy kierowali tłumami na zgromadzeniach dla ludności rdzennej w Pretorii.
Jeden całkowicie ślepy człowiek, który był ślepy 17 lat – mieszkaniec instytucji dla ślepych tubylców, zaczął nagle wychwalać Boga i krzyczeć: „Kea bona, kea bona!” – (Widzę! Widzę!) I dzięki Bogu ciągle dzisiaj widzi. Około dziesięcioletnia głuchoniema dziewczynka otrzymała słuch i mowę, i choć przez to, że nigdy przedtem nie mówiła, musiała nauczyć się wypowiadać słowa – uczyła się bardzo szybko. Jednostronnie sparaliżowana przez 40 lat kobieta, która nie mogła spać na kalekim boku i nie władała rękoma, kiedy została uzdrowiona, stwierdziła na drugi dzień rano, że leży właśnie na tym boku a także, że ma znowu władne ręce. Jeden z naszych ewangelistów przyszedł do nas pełen radości, chwaląc Boga, i opowiedział nam, że przyprowadził 4 chore osoby, i wszystkie zostały uzdrowione! Jedna była głucha, następny człowiek przez 10 lat miał obrzęk na szyi i gardle, który wywoływał wielki ból i zabrał mu mowę, lecz człowiek ten nie został zupełnie uzdrowiony, a oprócz tego inni, chorzy na wewnętrzne dolegliwości. Jedna z naszych miejscowych służących miała przez wiele lat nowotwór na macicy i rodzice jej oddali 3 zwierzęta czarownikowi, żeby ją wyleczył, lecz bez żadnego skutku. Europejscy lekarze polecili jej poddać się operacji, ale ona ufała Bogu. Teraz Bóg wyszedł jej na spotkanie na pierwszym zgromadzeniu Boskiego uzdrawiania, kiedy jej nowotwór zniknął, za co naprawdę Mu dziękujemy.
Pewna starsza zupełnie ślepa kobieta otrzymała wzrok i może teraz znowu pracować, chwaląc Boga. Inna kobieta właśnie niedawno zapłaciła 35 funtów i oddała białego wołu jednemu lekarzowi-tubylcy; bała się jednak, że to leczenie ją raczej doprowadzi do śmierci niż zdrowia. Kiedy usłyszała o tych cudownych zgromadzeniach, uciekła, by przyjść i słuchać o tym, co może uczynić Bóg. Bóg spotkał się z nią i wyleczył ją ze wszystkich wewnętrznych chorób, i jest zupełnie zdrowa. Pewna kobieta, która była ślepa na jedno oko i głucha na lewe ucho, przyszła do mnie i opowiedziała mi, jak Bóg uzdrowił jej ślepe oko, tak iż widzi teraz wyraźnie – chciała jednak się dowiedzieć, dlaczego Bóg nie uzdrowił jej ucha. Kiedy na nią popatrzyłem, zauważyłem wielki kolczyk, wiszący na jej głuchym uchu, podczas gdy nie miała kolczyka na uchu zdrowym. Przez to zrozumiałem, że powiesiła sobie kolczyk jako amulet dla uzdrowienia jej ucha. Powiedziałem do niej: „Ufałaś Bogu w sprawie swego oka i On uzdrowił twoje oko. Ale ufasz temu bałwanowi-kolczykowi, który masz na uchu, że je uzdrowi, dlatego to jasne, że Bóg nie może dla ciebie nic uczynić. Ściągnij tego bałwana i ufaj Bogu w sprawie swego ucha, jak ufałaś w sprawie oka, a On ciebie uzdrowi”. Po namowie jeszcze innych, zdjęła swego fałszywego boga, i Bóg łaskawie spotkał się z nią, otwierając jej ucho. To wydarzenie otworzyło oczy wielu ludziom, którzy po kryjomu ciągle ufali swym pogańskim czarom i amuletom czarowników.
Cieszyliśmy się widząc, jak wielu ludzi odrzuca swych fałszywych bogów, by mógł się z nimi spotkać żywy Bóg. Dziękujemy również Bogu za to, że pracował w ich sercach, tak że nie szukali tylko uzdrowienia dla swych ciał, ale także zbawienia dla ich dusz. Podczas dwóch wieczorów wielka liczba ludzi wyszła do przodu odrzucając papierosy, fajki, tabakierki, pogańskie amulety i przedmioty związane z magią. Na platformę przynoszono nawet kości używane do hazardu. Zaskoczył nas także widok podchodzących do przodu afrykańskich gangsterów („Tsotis” i „Amalites”), przynoszących swe noże, którymi wcześniej dźgali ludzi. Choć nie głosiliśmy przeciwko zewnętrznym ozdobom kobiet, ucieszyliśmy się bardzo widząc, jak wiele z nich ściąga kolczyki i bransoletki, oddając te rzeczy Bogu, tak jak oddawały Jemu swe serca. W czasie dalszych zgromadzeń uzdrowieniowych, które odbywały się także po południu, Bóg wciąż działał i przez Swoją cudowną łaskę uzdrowił wielu chorych. Pewna kaleka kobieta, która ledwo chodziła, będąc pochylona przez wieloletnie cierpienia, została wyzwolona ze swej choroby i znowu może chodzić wyprostowana. Inni, którzy ledwie żyli na skutek astmy, gruźlicy i innych chorób, zostali uzdrowieni. Napływają ciągle świadectwa od tych, którzy nie mogli ich złożyć na zgromadzeniach, lecz piszą teraz z domu, z różnych miejsc, o tym, jak spotkali się z Bogiem.
Bardzo żałowaliśmy, że usługa naszego drogiego brata Branhama była tak czasowo ograniczona, ale naprawdę dziękujemy Bogu za jego krótką usługę w niedzielę po południu, i że Bóg przez swoją łaskę wynagrodził to przez to, że dotknął znowu swą Bożą mocą wielu chorych. Boża błogosławiąca ręka tak bardzo na nas spoczywała, a tak samo na zgromadzeniach, dla których brat Bosworth poświęcił swój jedyny dzień odpoczynku i usługiwał znowu w poniedziałek wieczorem, który był wspaniałym dniem – Boża obecność manifestowała się tak cudownie na tych 3 przeprowadzonych zgromadzeniach.
Wieści o tym cudownym Bożym działaniu rozeszły się szybko po całym kraju, tak że nawet po zakończeniu oficjalnych zgromadzeń i rozebraniu namiotów – z całego kraju napływały nadal grupy ludzi. Nasz właśnie przed kilkoma miesiącami otwarty nowy kościół w Lady Selborne był wypełniony przez cały tydzień ludźmi z duchowymi potrzebami i chorobami, którzy szukali Pana, żeby ich uzdrowił. Codziennie odbywały się 3 lub 4 zgromadzenia, by rozłamać i dać im Chleb Życia, bo mimo tego, że w szczególny sposób obdarowani Boży słudzy nas opuścili, zdaliśmy sobie sprawę, że Bóg jest ciągle z nami, i On posłał swe Słowo, by uzdrowić tych ludzi, a Jego Słowo pozostaje z nami na zawsze.
Trudno opisać takie zgromadzenia. Tych gorliwych modlitw tak wielu tysięcy ludzi, pełnego wigoru śpiewu, cudownego kazania Słowa Bożego z mocą i okazaniem Ducha Świętego nie sposób opisać – to trzeba przeżyć. Nie potrafimy wyrazić należytej wdzięczności Bogu za to, że On w taki sposób wyszedł naprzeciw potrzebującym duszom i chorym ciałom, i w stosunku do tych, którzy zostali uzdrowieni spośród słuchaczy, których było nawet więcej niż tych, za którymi się modlono indywidualnie. To otworzyło oczy naszym krajowcom. Dobrze, że nasi tubylcy zobaczyli, że Bóg potrafi uzdrowić ludzi, którzy nie używają święconej wody, popiołów, bez potrzeby ubierania się w specjalne stroje czy pasy, czy też praktykowania jakichkolwiek innych rzeczy, które tak bardzo przypominają nam praktyki czarodziejskie.
Raz jeszcze dziękujemy naprawdę Bogu za to cudowne nawiedzenie i zachętę, jaką ono dało naszym wszystkim krajowym chrześcijanom i pracownikom, oprócz tego, że była to wspaniała lekcja poglądowa dla tych, którzy usługują chorym. Zachęciło to nas również bardzo do dalszej modlitwy o to, by Boża potężna, zbawiająca, uzdrawiająca i uświęcająca moc została zamanifestowana jak nigdy przedtem przy przygotowywaniu się do Jego rychłego przyjścia.
Brat Bosworth otrzymał list od pewnego misjonarza i jego żony, opowiadający o uzdrowieniach, których byli świadkami na zgromadzeniach w Capetown. Przytaczamy go tutaj częściowo.
„Byliśmy z mężem misjonarzami brytyjskich Zborów Bożych w Indiach, i w czasie naszej ostatniej misji po wojnie w Stanie Hajderabad, przyjęliśmy zaproszenie od Zborów Pełnej Ewangelii w Południowej Afryce, by zacząć tam naszą usługę. Prowadziliśmy jeden z ich zborów w Capetown, kiedy miała miejsce kampania Branhama. Lecz Bóg mówił do nas, żebyśmy wrócili do naszej pracy w Indiach, i otworzył nam drogę, byśmy mogli wrócić do Anglii, dokąd przybyliśmy 11 stycznia. Jesteśmy teraz w delegacji i objeżdżamy Zbory, i już zarezerwowaliśmy bilety, by popłynąć z powrotem do Indii, na 16 września, jeśli Bóg pozwoli.
Oboje chcielibyśmy Ci powiedzieć, jak wielkim duchowym błogosławieństwem i inspiracją było dla nas uczestnictwo w tamtych zgromadzeniach. Ja osobiście zostałam dotknięta na ciele (chodzi o nerwoból w tyle szyi) i było to albo w ostatnią niedzielę wieczorem, albo następnego poranka, kiedy rozmawialiśmy z Tobą i z bratem Branhamem w Parku Pięćdziesiątnicy.
Czy wiedziałeś o tym, że w czasie modlitwy brata Branhama za wszystkich pozostałych chorych naraz, tuż przed jego zejściem z platformy, mały około trzyletni chłopczyk, który urodził się ślepy, otrzymał wzrok?
Siedziałam zaraz za nim, i w czasie modlitwy on zaczął płakać i przecierać oczy. Kiedy podniosłam wzrok, zobaczyłam, że jego matka płacze, a ona powiedziała mi, że jej dziecko, które urodziło się ślepe, otrzymało właśnie wzrok. Także jego około ośmioletni brat miał okropnego zeza i w tej samej chwili jego oczy zostały zupełnie wyprostowane. Widziałam te dzieci na własne oczy. Ten maluch płakał dlatego, bo jasne elektryczne światło raziło go w jego piękne nowe oczy! Zapytałam matki, czy jest chrześcijanką, na co odpowiedziała, że tak i że należy do Holenderskiego Kościoła Zreformowanego. Powiedziałam jej, żeby tam wróciła i powiedziała tamtym ludziom, co uczynił Bóg i żyła dla niego przez całe pozostałe życie.
Pięć osób z naszego małego zboru zostało uzdrowionych na kampanii, z których jeden młody człowiek miał bardzo poważną chorobę serca. Był nowo nawróconym; hulaszcze życie, które wcześniej prowadził, zniszczyło mu serce, a twarz miał zawsze śmiertelnie bladą. Miał także silne krwotoki z nosa i tuż przed kampanią z tego powodu był w szpitalu. Oddał jednak się Chrystusowi, został ochrzczony i z tyłu Hangaru pełnił funkcję odźwiernego. Brat Branham wskazał na niego i powiedział: ,Ty z tyłu, który chorujesz na serce, Jezus cię teraz uzdrawia’. Dawid powiedział, że zbliżyło się do niego jasne światło, zamknął oczy, a coś ciepłego weszło do jego serca, którym jakby coś szarpało i obracało. Potem otworzył oczy a światło to cofnęło się do brata Branhama. Następnego dnia jego twarz przestała być blada, a on świadczył, że został zupełnie uzdrowiony. Po tygodniu lub dwóch musiał zrobić badania lekarskie, by wnieść podanie o posadę w Rodezji. Przyniósł do nas świadectwo potwierdzające jego stuprocentową zdolność do pracy. Chwała Bogu.
Pewna stara siostra z naszego zboru, miła, napełniona Duchem kobieta, siedziała na samym przedzie na ostatnim zgromadzeniu w niedzielę wieczorem, płacząc i modląc się, żeby Bóg ją dotknął. Przez dwadzieścia kilka lat bardzo poważnie cierpiała na reumatyzm, który był tak bolesny, że nocami nie mogła spać. Kiedy brat Branham modlił się za chorych, nagle wskazał w dół na nią i powiedział: ,Ty, siostro, tam w czerwonej sukience – dlaczego płaczesz? Posłuchaj, Jezus uzdrowił twój reumatyzm’. Ona zerwała się na nogi, podniosła do góry ręce, wychwalając Pana, i została uzdrowiona. Tej nocy spała jak małe dziecko i potem na naszych zgromadzeniach świadczyła o swoim uzdrowieniu”.
G. Stewart z Pretorii wróciliśmy do Johannesburga, przeprowadzając jeszcze jedną kampanię w Maranatha Park Tabernacle, skąd zaczynaliśmy i gdzie zakończyliśmy nasz objazd po Południowej Afryce. Ludzie pamiętali, co widzieli podczas tych niewielu dni, kiedy brat Branham był w Johannesburgu, dlatego poziom ich wiary był wysoki, kiedy oczekiwali na przyjęcie uzdrowienia, które miał dla nich Bóg.
Nigdy nie zapomnę uzdrowienia pewnej ślepej pani, które miało miejsce na ostatnim nabożeństwie. Brat Branham zobaczył w wizji jakąś panią siedzącą na widowni, która została uzdrowiona. Wskazał na nią w audytorium i powiedział jej, żeby powstała i przyjęła swe uzdrowienie. Ona nie reagowała. Kiedy zachęcał ją do tego by wstała, w tym samym rzędzie powstała inna pani. On odwrócił się i patrzył na nią przez kilka sekund. Potem powiedział: „W jakim celu pani wstaje? Wyznaje pani żydowską religię; pani nie wierzy, że Jezus jest Chrystusem. Jest pani ślepa. Czy myśli pani, że Jezus Chrystus potrafiłby przywrócić pani wzrok?” Skinęła na to głową. „Lecz ja nie mógłbym Go prosić, by był pani Lekarzem, jeśli nie jest pani Zbawicielem i Panem. Jeśli przyjmie Go pani za swojego Zbawiciela i Mesjasza, On będzie wtedy pani Uzdrowicielem. Jeśli to pani zrobi, niech pani podniesie rękę”. Podniosła rękę i natychmiast zaczęła widzieć. Kiedy na drugi dzień rano byliśmy na lotnisku i już mieliśmy odlatywać do Stanów, przyszedł pewien człowiek i opowiedział nam, że potem ona widziała doskonale. Wyjechała, by odwiedzić swych przyjaciół, których nie widziała od wielu lat.
W ten sposób zakończyło się 10 tygodni spędzonych w Południowej Afryce, podczas których ludzie widzieli i słyszeli wielkie i cudowne rzeczy, dokonane przez naszego wielkiego i cudownego Pana, przez usługę Jego sługi – Williama Branhama. Ludzie nie mogli się nadziwić, widząc ten działający przez brata Branhama Dar, kiedy widzieli go, jak rozeznaje choroby a także duchowe potrzeby ludzi. Nie było końca ich radości, kiedy on obracał się do widowni i wskazywał na kogoś ze słuchaczy opisując ich choroby wraz z różnymi szczegółami i mówiąc im, że Chrystus ich uzdrowił. Wielu płakało na widok chodzących znowu kalekich, ślepych, którzy odzyskali wzrok a głuchych słuch, i wielu odeszło z przekonaniem, że naprawdę Bóg był między nami.
Afrykańska gazeta zamieściła wywiad z bratem Branhamem
Wymieniliśmy stosunkowo niewiele cudów spośród tak wielu, które można było zrelacjonować. Dla wielu ludzi ich uzdrowienie oznaczało życie zamiast śmierci. Dla tych, którzy stali się chrześcijanami, oznacza to życie w obfitości [Jan 10, 10] i wieczną społeczność z Bogiem. Dla tysięcy chrześcijan będących na tych zgromadzeniach, którzy widzieli działanie Boga i odczuwali Jego obecność – było to wielką inspiracją do tego, by dążyć dalej do ściślejszego chodzenia z Bogiem. Wszystko to było wynikiem odkrycia Słowa Bożego przez wykłady brata Boswortha i kazania brata Baxtera, i potwierdzenia tego Słowa przez działanie Bożego Daru przez brata Branhama, a także wytężonych sumiennych wysiłków chrześcijan Południowej Afryki.
Kończąc relację o tym, czego Bóg dokonał w Południowej Afryce, pragnę dołączyć jeszcze dwa sprawozdania, które otrzymałem. Autorem jednego jest ewangelista, a drugiego – Sekretarz Ogólnokrajowego Komitetu, który zajmował się wszystkimi organizacyjnymi przygotowaniami kampanii.
SPRAWOZDANIE EWANGELISTY
J. H. Grobler
Bardzo się cieszę i jestem Bogu wdzięczny za tę możliwość wyrażenia mego przekonania i wdzięczności. Obawiam się, że żaden język nie potrafiłby należycie opisać mych odczuć i tego, co przeżyłem.
Jako ewangelista usługiwałem także, z wielkim sukcesem, na polu Boskiego uzdrawiania w Południowej Afryce. Prawdę powiedziawszy, byłem przez wiele lat jedynym pełnoetatowym ewangelistą w pracy misyjnej Kościoła Zielonoświątkowego w Południowej Afryce, który usługiwał dla mas w dziedzinie Boskiego uzdrowienia. Miałem możliwość oglądania, jak ślepi otrzymywali wzrok, chromi zaczynali chodzić, głusi – słyszeć a także, jak każda choroba, jaka może przyjść człowiekowi na myśl, została uzdrowiona w imieniu Jezusa przez moją usługę.
Kiedy usłyszałem, że Misja Branhama przyjedzie do Południowej Afryki, postanowiłem się wybrać na jej zgromadzenia i sam się o tym przekonać. Nie miałem żadnego uprzedzenia ani względu na osobę i moją intencją było dokładne przeanalizowanie tego, co miałem zobaczyć i usłyszeć.
Pierwszą rzeczą, która zrobiła na mnie wrażenie, było głoszenie Słowa – wierne, zdrowe, bezpośrednie i z mocą. Od początku było widać, że ludzie ci nie przybyli tu po to, by zademonstrować jakąś moc do skierowania uwagi na siebie samych, lecz po to, by zwiastować ludziom całą wolę Bożą. Każdego wieczora akcentowano, że zbawienie duszy jest ważniejsze od uzdrowienia ciała. Nic więc dziwnego, że co wieczór wiele dusz rodziło się do Królestwa Bożego. Kogo by nie poruszył taki widok – jeśli się pała miłością do ludzkich dusz?
Nigdy nie zapomnę, jak się czułem pierwszego wieczora, kiedy brat Bosworth tak zręcznie wyraził tę prawdę, że Boskie uzdrowienie zawarte jest w Chrystusowej Ofierze Pojednania i że ludzie mogą zostać uzdrowieni, jeśli będą słuchać i wierzyć Słowu Boga. Jakże to mnie ogromnie zainspirowało! Kiedy ten drogi sługa Boży wyraził tę prawdę, moje serce zostało poruszone a do oczu napłynęły mi gorące łzy. Powiedziałem do siebie: „Ten sam Duch Święty, który mnie uczył w Południowej Afryce, uczył także brata Boswortha w Ameryce”. Niech będzie Bogu cześć i chwała.
Następną rzeczą, która zrobiła na mnie wrażenie, było potężne, lecz jasne i proste nauczanie brata Baxtera na temat zwycięskiego życia. O, jakże moja dusza była tym poruszona! Zostałem tak podniesiony do Boga, że nie chciałem już nigdy znowu wracać w doliny, chyba że po to, by pomóc biednej i cierpiącej ludzkości. Ach, jakże te kosztowne prawdy potwierdziły moją usługę. Potwierdziły moją wizję, wizję, która fascynuje mnie od wielu lat – siedzenia z Chrystusem na niebieskich miejscach i panowania stamtąd nad naszym wrogiem, posiadania władzy i wykonywania jej – nad wszelką mocą złośnika.
Pierwszą rzeczą, która mnie uderzyła u brata Branhama, była Boża miłość, którą można było odczuć w jego pełnym miłości powitaniu: „Dobry wieczór, przyjaciele”, kiedy co wieczór zjawiał się na platformie. Kiedy zaczął mówić, wiedziałem, że Bóg jest z nim.
Najbardziej w jego usłudze nie uderzyły mnie cuda uzdrowienia, bo tego typu rzeczy przeżyłem także w mojej usłudze. Lecz nieopisane wrażenie zrobiło na mnie działanie darów mowy mądrości, mowy wiedzy i rozróżniania duchów. Byłem oszołomiony tym, jak co wieczór stawała przed nim jedna osoba za drugą, a w przeciągu sekund on bezbłędnie rozpoznawał chorobę i odkrywał ukryte sekrety ludzkich serc.
Przypatrywałem się działaniu tych darów bardzo uważnie i będąc szczerym przed Bogiem, byłem gotowy uznać każdy błąd, który mógłby on zrobić w czasie posługiwania się tymi darami. Chwała Bogu, mogę oświadczyć, że żadnej takiej rzeczy nie było. Było to stuprocentowo zgodne z prawdą. Tylko Bóg może coś takiego uczynić.
Jedno wydarzenie wywarło na mnie głębokie wrażenie. Było to wtedy, kiedy spośród słuchaczy powstał pewien człowiek i zakrzyknął: „Bracie Branham, w oparciu o jaką moc czynisz te rzeczy?” z jego ust popłynęła spontaniczna odpowiedź jak jakiś nadprzyrodzony głos, lecz tak bardzo odmienny od tego, który słyszymy, kiedy z wielką miłością podchodzi do chorych i cierpiących ludzi. Głos ten był mocny i miał w sobie wielki Boski autorytet, kiedy on oświadczył: „Poprzez Męża, o którym pan wie bardzo mało – Jezusa Chrystusa”. Odpowiedź ta tak bardzo poruszyła około 10 000-ną widownię, że ludzie zaczęli klaskać. Kiedy oklaski ustały, on powiedział pokornie i znowu pełnym miłości głosem: „Przyjaciele, proszę was, nie róbcie owacji, oddajcie chwałę Bogu”. Ci, którzy tam byli, nigdy tego wydarzenia nie zapomną.
Bóg stał się dla mnie Kimś tak wielkim, realnym i drogim. W Jego obecności czułem się tak małym, że mogłem tylko płakać z miłości do Niego. Mogę was zapewnić, że moje życie i usługa zostały ubogacone przez usługę tych Bożych sług. Dla mnie brat Branham jest bez wątpienia prorokiem Bożym, brat Baxter – ewangelistą, brat Bosworth – nauczycielem. Zostali oni posłani przez Boga do Południowej Afryki w odpowiedzi na wiele modlitw o przebudzenie.
Z MISJĄ BRANHAMA W POŁUDNIOWEJ AFRYCE
W. F. Mullan
Byłoby rzeczą prawie niemożliwą opisać to gorące oczekiwanie, panujące w Południowej Afryce, kiedy oczekiwaliśmy wizyty Misji Branhama. Szybko mijały nam dni i tygodnie podczas wszystkich przygotowań, które robiliśmy do tej wizyty. Zapowiadająca zgromadzenia reklama odniosła większy sukces, niż się spodziewaliśmy. Reakcja społeczeństwa rosła szybkimi krokami wraz z przybliżaniem się dnia rozpoczęcia wizyty. Zostaliśmy zalani powodzią listów z prośbami o informację, a telefon dzwonił bezustannie, tak iż trudno było znaleźć chwilę wytchnienia.
W końcu znaleźliśmy się na lotnisku Palmietfontein, w Johannesburgu, i wpatrujemy się w niebo, gdzie powinien pojawić się samolot Panamerykańskich Linii Lotniczych, przylatujący z Nowego Jorku. Podniecenie rosło, kiedy zbierało się coraz więcej ludzi. Daleka, mała kropka na niebie, zaczęła nabierać kształtów. Tłum się uciszył, by w cichym oczekiwaniu obserwować tego wielkiego mechanicznego ptaka, zataczającego koło nad lotniskiem przed lądowaniem.
Minęło kilka minut i drzwi samolotu zostały otwarte, a pasażerowie zaczęli schodzić z pokładu na płytę lotniska. Przewodniczący i Sekretarz Ogólnokrajowego Komitetu, odpowiedzialnego za wszelkie przygotowania wizyty Misji Branhama w Południowej Afryce: A. J. Schoeman i W. F. Mullan – posiadali specjalne zezwolenie kierownictwa lotniska na wejście na jego płytę, by powitać członków Misji Branhama. Wszystko było przygotowane; skrupulatnie przyłożono się do ogłoszenia zgromadzeń i kraj czekał właśnie na tę chwilę.
Można było dostrzec schodzącego po schodkach brata W. J. Ern Baxtera, brata F. F. Boswortha, za którym szedł ktoś trzeci. Kiedy już zostali powitani, brat Baxter powiedział: „Brata Branhama z nami nie ma”. Potem wyjaśnił, że wstrzymano go na lotnisku w Nowym Jorku i przyleci wraz ze swym synem, Billy Paulem, następnym samolotem. Trzecim członkiem Misji był pan Juliusz Stadsklev.
Kiedy Misja przechodziła z lotniska do komory odprawy celnej, ktoś spośród oczekującego tłumu zapytał: „Który z nich jest bratem Branhamem?” Kiedy inni członkowie Misji poszli dalej, brat Mullan wyjaśnił zgromadzonemu tłumowi, że brata Branhama nie ma z Misją, lecz że przyleci następnym samolotem. Informacja ta sprawiła, że ludzie nieomal zaniemówili. Pomyśleć tylko, że brata Branhama nie ma z Misją, zgromadzenia miały się na drugi dzień rozpoczynać, a do przylotu następnego samolotu było co najmniej 3 dni. Dla ludzi wydawało się to najokropniejszą i największą klęską.
Pierwszą serię zgromadzeń przeprowadzono w Johannesburgu, wielkim ośrodku przemysłowym Południowej Afryki, i największym skupisku ludności. Nie mogąc znaleźć miejsca na zgromadzenie w centralnym punkcie, Komitet miasta Johannesburg przyjął uprzejmą ofertę Misji Wiary Apostolskiej, by wykorzystać ich obiekty konferencyjne, znajdujące się na północnych peryferiach miasta. Lecz nawet ich wielkie audytorium mogło okazać się za małe. Dlatego Komitet zdobył od nich pozwolenie na rozbudowę budynku. Podjęto się tego dzieła i wykonano je w bardzo krótkim czasie, wynikiem czego audytorium to powiększyło się i mogło pomieścić około 8000 ludzi. Niezabudowywanie jednej strony budynku dało dodatkowych 2-3000 miejsc siedzących znajdujących się na nasypie, skąd można było bardzo dobrze widzieć i słuchać, a z drugiej strony audytorium mogło siedzieć dalsze 3-5000 ludzi i słuchać, lecz z nie najlepszą możliwością oglądania.
Brat Baxter i brat Bosworth odważnie stawili czoło bardzo trudnemu zadaniu. Musieli usługiwać tłumom rozczarowanym z powodu nieprzybycia brata Branhama. Brat Baxter rozpoczął serię zgromadzeń usługą, która przykuwała uwagę ludzi i zapewniła powodzenie całej wizyty. Usługa brata Baxtera buduje wiarę. Świat mocno pomieszał pojęcie „wiary” z „nadzieją”! Brat Baxter zabrał się do swego zadania, usługując na temat „Miary wiary”, a następnie wygłosił pobudzające poselstwo na temat „Jak wiara przystępuje do czynu”. Te pierwsze kilka dni usługi, podczas których oczekiwaliśmy na przybycie brata Branhama, były nader przydatne. Zgłodniałym duszom podawane było Słowo Boże i wiara rosła do bardzo wysokiego poziomu. Wielką rolę odegrał w zgromadzeniach brat Bosworth, przygotowując ludzi do modlitwy i z wielką śmiałością i spokojną pewnością wiary przywołując na platformę do modlitwy tych, którzy stracili słuch w jednym uchu wskutek radykalnej operacji wyrostka sutkowatego. Potem modlił się za nich i wciąż na nowo oglądaliśmy manifestację potężnej mocy Boga w cudzie ponownego stworzenia, kiedy głuche uszy zaczęły znowu słyszeć wbrew temu, że przez zabieg chirurgiczny usunięto z nich całe organy i takie ucho już nigdy bez ingerencji Bożej mocy nie mogłoby słyszeć.
Potem przybył brat Branham. Brat Schoeman oczekiwał go na lotnisku i przywiózł go prosto na zgromadzenie, gdzie gorąco oczekiwało go stłoczonych 10.000 ludzi. W imieniu ludności Południowej Afryki powitał go brat Mullan. Była to chwila napięcia i wielkiego oczekiwania. Brat Branham krótko mówił do ludzi a potem pomodlił się za wszystkich naraz i można śmiało powiedzieć, że tego pierwszego wieczora miały miejsce cuda. Później Durbańska Trybuna Niedzielna relacjonowała historię młodego chłopca, Ernesta Blom, który miał jedną nogę o kilka cali krótszą od drugiej, i który został na tym pierwszym zgromadzeniu uzdrowiony w czasie modlitwy brata Branhama. Frekwencja szybko rosła. W niedzielę po południu zgromadziło się 10 000 ludzi, a wieczorem 12 000. W środę wieczorem tłum osiągnął ilość 14 000. Wszędzie mówiono o zgromadzeniach. Niestety musiały się one zakończyć za szybko, bo zrobiono już przygotowania, by Misja Branhama przeprowadziła dalszą serię zgromadzeń w oddalonym o 100 mil mieście Klerksdorp. Gdyby zgromadzenia w Johannesburgu trwały dalej, byłoby niemożliwym wyobrazić sobie ich rezultatów.
W ciągu kilku krótkich tygodni Misja Branhama odwiedziła 12 miast Południowej Afryki. Miałem przywilej towarzyszenia im w wielu tych wizytach i widziałem tak wiele, że trudno mi oddzielić jedną ważną rzecz od drugiej. Wszędzie gromadziły się tłumy ludzi i, jak wyraził się jeden dziennikarz popularnego tygodnika, w większości ci, którzy przychodzili na zgromadzenia, byli zadowoleni, że widzieli faktycznie „znaki i cuda”.
W każdym ośrodku główne zgromadzenia przeprowadzano dla społeczności europejskiej, lecz przygotowano również zgromadzenia dla nie-Europejczyków. Jednego wieczora w Bloemfontein brat Baxter głosił na temat „Nie ma różnicy” (Rzym. 3, 22). Kiedy wezwano ludzi do przyjęcia Jezusa Chrystusa za swojego Zbawiciela, powstało ich około 2000. To było coś wspaniałego. Na wielu miejscach reakcja na poselstwo zbawienia była zdumiewająca. Dosłownie setki ludzi, a na niektórych miejscach tysiące, wstawało, by wyrazić przez to swą wiarę w Jezusa Chrystusa jako swojego Pana i Zbawiciela.
Zgromadzenia kampanii Branhama przeprowadzano na rozmaitych miejscach, bo wszystkie miejskie sale były za małe, by pomieścić te tłumy ludzi. Wykorzystywaliśmy otwarte stadiony, boiska, obiekty sportowe, wystawowe, tor wyścigowy i samolotowy hangar. W mieście East London platformę zbudowano na boisku do rugby a ludzi posadzono na głównej trybunie i na otwartej płycie boiska. Platforma, którą użyto w East London, była specjalnym podium używanym przez rodzinę królewską podczas jej wizyty w Południowej Afryce.
W Bloemfontein na swych zebraniach zgromadziło się co najmniej 10 000 nie-Europejczyków a prawdopodobnie tyle samo w East London. Zgromadzenia w Durbanie przeprowadzono na torze wyścigowym i mogły wziąć w nich udział wszystkie narodowości. W niedzielę po południu zebrało się tam 50 000 ludzi wszystkich ras, podczas gdy tysiące ludzi odeszło nie mogąc dostać się do środka.
Brat Bosworth zręcznie wypełniał każde wyznaczone mu zadanie. Zgromadzającym się tysiącom ludzi usługiwał Słowem Bożym, modlił się za wielu chorych i Bóg pobłogosławił jego usługę. Zdobył serca mieszkańców Południowej Afryki. Brata Baxtera wszędzie obwoływano wybitnym kaznodzieją i jeśli wszystko inne zostanie zapomniane, jeśli takie zgromadzenia można w ogóle zapomnieć, długo usługa brata Baxtera będzie ciągle żywa w pamięci. Jego usługiwanie inspirowało ludzi do wiary w Boże Słowo, do wprowadzania swej wiary w czyn, a przede wszystkim do przyjęcia Chrystusa za swojego Zbawiciela i Pana.
Brat Branham okazał się pod każdym względem takim, jakim nam go przedstawiano, kiedy nam o nim opowiadano. Przyszedł do nas jako szczery i pokorny człowiek i było bardzo widoczne, że towarzyszyło mu Boże błogosławieństwo. Wciąż na nowo oglądaliśmy, jak Bóg manifestował przez brata Branhama swą moc. Kiedy ludzie zetknęli się z bratem Branhamem, ten natychmiast potrafił stwierdzić, na jaką chorobę lub dolegliwość cierpią. Kiedy się modlił, byliśmy świadomi jego wielkiego współczucia do będących wokół niego cierpiących ludzi. Czasami stojąc na platformie wskazywał na kogoś z audytorium i oświadczał, na jaką ten człowiek cierpi chorobę.
Niejednokrotnie kiedy musieliśmy przeprowadzić zgromadzenia pod gołym niebem, byliśmy zdumieni widokiem spokojnie siedzących ludzi i słuchających pilnie nawet wtedy, gdy zaczęło padać. To był wystarczający dowód – jeśli jakiś byłby potrzebny – na to, że Bóg przyciąga do siebie ludzi, kiedy zgłodniałej ludzkości głosi się całą prawdę.
Na podstawie tego, co widziałem towarzysząc Misji Branhama w czasie jej wizyt w miastach Południowej Afryki, mogę powiedzieć, że zupełnie oczywistym było dla mnie to, że ci, którzy wierzyli najbardziej, najwięcej otrzymywali.
„Przez Pana się to stało i to jest cudowne w oczach naszych. Oto dzień, który Pan uczynił, Weselmy się i radujmy się w nim.”
Psalm 118:23-24